Co zaoferujemy Unii Europejskiej podczas polskiej prezydencji? Głównie debaty o bezpieczeństwie. Znalezienie wątków klimatycznych, energetycznych, to jak szukanie igły w stogu siana
Oczywiście, skoro hasłem przewodnim Polski podczas prezydencji jest „Bezpieczeństwo, Europo” to trudno oczekiwać fajerwerków w innych obszarach. Rząd postawił bezpieczeństwo tak wysoko na agendzie, że wszystko by z nim wiązał. Jednak czy w tym uproszczonym planie naprawdę nie ma miejsca na uwypuklenie innych wyzwań, przed którymi stoi UE?
W krótkiej notce Ministerstwa Przemysłu na temat priorytetów resortu na prezydencję można przeczytać, że kluczowe dla niego jest „bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych”. Wiąże się ono z jednym z siedmiu filarów prezydencji, czyli bezpieczeństwem energetycznym.
„Podstawą bezpieczeństwa energetycznego jest dywersyfikacja dostaw w budowaniu stabilności energetycznej i uniezależniania się od dostaw surowców energetycznych z krajów trzecich” – to wszystko, co jak dotąd MP zakomunikowało w tym temacie. Oczywiście, zaplanowane są różne wydarzenia towarzyszące, czy utworzenie „Białej księgi transformacji” o transformacji regionów. Tylko po prezentacji raportu Mario Draghiego o konkurencyjności UE (a w zasadzie jej braku), w Brukseli i europejskich stolicach rozmawia się o przemyśle (nazwa resortu zobowiązuje) i szansach dla unijnej gospodarki.
Przeczytaj też: Nowy unijny fundusz umeblują polskie pomysły? Jest raport
O konkurencyjności, w podobnej, krótkiej notce, wspomina natomiast Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Nie brakuje wzmianki o „bezpieczeństwie energetycznym”, a resort ma inne plany na spotkania Rady ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii (TTE), a inne na Radę ds. Środowiska (ENVI). Resort chce też walczyć z dezinformacją klimatyczną, pracować nad sprawami związanymi np. z adaptacją do zmian klimatu oraz nad Clean Industrial Deal, strategii dla unijnego przemysłu. Przy ostatnim będzie współpracował z Ministerstwem Przemysłu.
Rząd miał cały rok 2024 na przygotowanie się do prezydencji, która zaczęła się 1 stycznia br. Tymczasem członkowie Rady Ministrów wciąż operują ogólnikami. 8 stycznia podczas posiedzenia Sejmu na początku stycznia minister ds. UE Adam Szłapka przedstawiał program prezydencji, z którego można było zapamiętać tylko wątek bezpieczeństwa. Spójna narracja to jednak nie zawsze gwarant sukcesu. Z jego zapowiedzi wynika, że podczas prezydencji Polska będzie robić to, co i tak robiła – walczyć o całkowite odcięcie Europy od importu nośników energii z Rosji.
– Nie ma żadnych wątpliwości, że bezpieczeństwo infrastruktury krytycznej, także energetycznej, musi być naszym priorytetem. Bezpieczeństwo energetyczne to także zapewnienie wszystkim państwom, przedsiębiorstwom i obywatelom dostępnej i taniej energii w Unii Europejskiej. Jeśli chcemy, by Europa była konkurencyjna, musimy pracować w taki sposób, żeby energia w Europie była tania – przekonywał Szłapka.
Minister nie wspomniał o klimacie czy środowisku ani słowem. Identyczna sytuacja miała miejsce, gdy odbyła się uroczysta inauguracja polskiej prezydencji. Ekologia? Środowisko? Klimat? Nic. Było trochę o energii, ale w tym samym tonie, co zwykle.
Nie jest też tak, że my nie mamy o czym rozmawiać. Przez państwa UE przetacza się nowa fala niezadowolenia, odczuwalna również w Polsce. Często u jej źródeł leżą obawy o rosnące ceny paliw, zarówno dla transportu, jak i do ogrzewania domów. Wszystko za sprawą tzw. ETS 2, rozszerzonego systemu handlu emisjami, który wejdzie w życie w 2027 roku. Wspólnota nie ma jednej polityki dla sieci przesyłowych, choć stale zacieśnia unię energetyczną. Brakuje też uściślenia, jaka powinna być przyszłość gazu i atomu. W sprawach klimatu, środowiska warto pamiętać, że zaczyna się wdrażanie Nature Restoration Law. Na plus można odnotować, że MKiŚ nie zapomniało o adaptacji do zmian klimatu.
Jasne jest, że w wyniku serii zdarzeń, od pandemii, przez rosyjski atak na Ukrainę po kryzysy ostatnich lat, po 5 latach opinia publiczna kładzie akcenty na inne tematy. Tylko że globalne ocieplenie i jego skutki to realne, postępujące zagrożenie. Dobrze to wiedzą państwa południa Europy, które coraz dotkliwiej odczuwają zmiany klimatyczne.
Prezydencja to czas „nawigowania” pracami całej UE. Dotychczasowe wypowiedzi, deklaracje płynące z Warszawy wskazują na to, że Polska jest zwrócona ku Wschodowi i tam upatruje zagrożenia. I to słuszne obawy, podzielają je Finowie, mieszkańcy państw bałtyckich. Tyle że zupełnie inną optykę na to mają obywatele Włoch, Portugalii czy wspomnianej Hiszpanii.
Przeczytaj też: Tak niskich emisji z polskiej energetyki jeszcze nie było
W dodatku obecny skład Komisji Europejskiej nie wskazuje wcale na to, że dojdzie do radykalnego przestawienia wektorów w polityce energetyczno-klimatycznej Unii. Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że aktualna, nowa KE jest bardziej „zielonocentryczna” od poprzedniej.
Przecież Frans Timmermans dopóki nie został komisarzem od „Zielonego Ładu” nie miał wiele wspólnego z tematyką okołoklimatyczną. Z kolei teraz wiceszefową rządzącą „zielonym” ramieniem KE jest doświadczona Teresa Ribera. W przeszłości udowadniała, że nie tylko lubi wchodzić w zwarcia, ale i wychodzi z nich zwycięsko. A to znana zwolenniczka czystych technologii i przeciwniczka węgla. Pomagają jej komisarze Wopke Hoekstra (ds. zerowej emisji netto i klimatu), Dan Jørgensen (ds. energii).
Aż prosi się stwierdzić, że rząd podszedł bardzo zachowawczo do sprawy prezydencji. I oficjalne hasło polskiego przewodnictwa powinno brzmieć: „Bezpiecznie przed Europą”.
Fot. KPRM / Flickr