Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Zmiany w ustawie odległościowej uderzą w polski biznes 

Dostęp do własnych źródeł OZE to „być albo nie być” dla wielu krajowych przedsiębiorców. Największy producent kwiatów, firma rodzinna JMP Flowers, apeluje o złagodzenie reguł lokalizowania farm wiatrowych – inaczej przyszłość jej kluczowej inwestycji stanie pod znakiem zapytania

Miejscowość Stężyca w województwie lubelskim, przy trasie Puławy – Dęblin. To tutaj od podstaw stworzono gospodarstwo hodujące kwiaty w szklarniach zajmujących 18 hektarów. Rozwijana przez rodzinę Ptaszków firma JMP Flowers jest najnowocześniejszym i największym w Polsce producentem kwiatów ciętych – róż i anturium – oraz orchidei doniczkowych typu Phalaenopsis. Tych ostatnich hoduje się tu aż 600 gatunków. Nie bez powodu Stężycę określa się więc Polską Stolicą Kwiatów.

Dzięki dekadom doświadczenia kierowana przez Jarosława Ptaszka i jego rodzinę firma stała się jednym z największych i najnowocześniejszych producentów kwiatów w Europie. Siłą rzeczy musi też konkurować o pozycję na międzynarodowych rynkach. Stąd – tak jak wszystkim polskim przedsiębiorcom – ciążą jej wysokie ceny energii.

Storczyki uprawiane są na 11 hektarach. Potrzeba zarówno energii elektrycznej do ich doświetlania, jak i ciepła do ogrzewania szklarni przez większą część roku. W okresach największego poboru JMP Flowers zużywała więcej energii niż cały Dęblin.

– Jednocześnie potrzebujemy gwarancji zasilania, by nie ryzykować przerwania procesu produkcyjnego. Dlatego zainwestowaliśmy już m.in. we własne elektrownie gazowe o mocy elektrycznej 19 MW pracujące na zasadzie wysokosprawnej kogeneracji, a w okresie kryzysu energetycznego – dodatkowo w blok 6 MW na zrębkę drewnianą, plus 3 MW na pellet z drewna. Jednak musimy iść w stronę OZE. Dlatego powstaje właśnie farma fotowoltaiczna o mocy 6,9 MW, w pierwszym etapie wybudowano już farmę o mocy 2,9 MW. W kolejnym kroku chcielibyśmy zainwestować też w farmę wiatrową o mocy 30 MW oraz we własny GPZ o mocy 30 MW i gros wyprodukowanej energii elektrycznej zużywać na własne potrzeby, a nadwyżki przechowywać w magazynach energii lub wprowadzać do sieci, stabilizując system energetyczny – wyjaśnia Jarosław Ptaszek.

Prawo zmienia się jak w kalejdoskopie

JMP Flowers zgromadziła część niezbędnych analiz dla projektu wiatrowego. Jest też w dialogu z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Dlatego ogromne zaskoczenie w firmie wzbudziły niedawne doniesienia, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) w nowelizacji ustawy wiatrakowej zamierza stworzyć dodatkowe bufory wokół obszarów Natura 2000. Szklarnie JMP Flowers znajdują się niedaleko Wisły, której dolny bieg stanowi jeden z takich obszarów. Farma wiatrowa miałaby powstać między szklarniami i rzeką, uwzględniając ograniczenia, jakie generuje obecność znajdującego się w okolicy lotniska w Dęblinie. Do granicy obszaru Natura 2000 jest 1600 metrów. W tym pasie muszą zmieścić się wszystkie planowane wiatraki.

– Jeśli przepisy, których projekt przedstawiło Ministerstwo Klimatu, wejdą w życie, nie będziemy w stanie zrealizować farmy wiatrowej – ocenia Jarosław Ptaszek. I stara się zainteresować decydentów swoją sytuacją, aby inwestycja po uchwaleniu projektu wciąż była prawnie możliwa do zrealizowania.

– Własne źródło zielonej energii to „być albo nie być” przyszłości firmy JMP Flowers i 500 naszych pracowników. Inwestorzy branżowi mogą zrealizować swoje farmy na terenach o wyższej wietrzności, będą inwestować tam, gdzie osiągną wyższe zyski. My potrzebujemy OZE na własnym terenie, by móc z wiatru czerpać energię bez opłat przesyłowych i dystrybucyjnych oraz innych dodatkowych opłat pobieranych w związku z poborem energii elektrycznej – wyjaśnia prezes.

Dlaczego JMP Flowers chce postawić farmę wiatrową? – Znaleźliśmy rozwiązania techniczne, które z naszego punktu widzenia uczyniłyby cały projekt opłacalnym na planowanym terenie. Najlepsze warunki wietrzne w Polsce są jesienią i zimą, czyli właśnie wtedy, kiedy my potrzebujemy najwięcej energii do doświetlania roślin w szklarni – wyjaśnia Jarosław Ptaszek.

Wiatraki warunkiem przetrwania?

Wiele wskazuje na to, że przedsiębiorstwa takiej jak JMP Flowers zostaną objęte systemem redukcji emisji ETS 2. – Policzyliśmy sobie: nowy system emisyjny oznaczać będzie dla nas dziesiątki milionów złotych dodatkowych kosztów. Istnieje realna obawa, że nasz biznes przestanie być opłacalny – Wszystko, co jako rodzina przez pokolenia z takim trudem budowaliśmy, stanie pod znakiem zapytania – podsumowuje Jarosław Ptaszek.

JMP Flowers przesłało do MKiŚ pismo, w którym prosi o przyjęcie rozwiązań, które uwzględniałyby interesy poszczególnych przedsiębiorców.

„Apelujemy o modyfikację zaproponowanych rozwiązań legislacyjnych. Ich wprowadzenie w życie w obecnie proponowanej formie wywoła realne zagrożenie biznesowe dla polskich przedsiębiorców takich jak JMP Flowers. Jednocześnie będzie poważnym utrudnieniem w realizacji celów redukcji emisji, które samo MKiŚ przedstawiło we wstępnych założeniach Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu. Spowolnienie inwestycji w energetyce wiatrowej będzie również zagrożeniem dla konkurencyjności całej polskiej gospodarki na światowych rynkach” – czytamy w piśmie.

JMP zauważa, że polskie rozwiązania w zakresie ochrony terenów Natura 2000 już teraz są daleko idące i bardziej restrykcyjne niż w innych krajach. Przykłady? W Niemczech wiatraki można stawiać nawet w obszarach Natura 2000. Tam (podobnie jak w Polsce) opracowywane są raporty oddziaływania na środowisko i jeśli taki raport na to pozwala, to inwestycja może zostać zrealizowana także w granicach obszaru chronionego.

Poza tym prawie wszystkie obszary Natura 2000 zostały w momencie ich tworzenia powiększone w taki sposób, by zachować odpowiednie strefy ochronne. W efekcie propozycji, by wokół obszarów Natura 2000 stworzyć dodatkowy bufor, przeciwni są nawet ekolodzy (w tym z Greenpeace)” – pisze dalej JMP Flowers. I przytacza statystyki, według których w efekcie działania farm wiatrowych w Polsce ginie tylko ok. 0,06 promila wszystkich ptaków tracących życie w wyniku zderzeń z budynkami, innymi urządzeniami technicznymi, samochodami oraz padających ofiarą kotów czy innych drapieżników.

Co dalej? W opublikowanym przez MKiŚ projekcie nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych znajdują się rozwiązania, które przynajmniej częściowo wychodzą naprzeciw potrzebom polskich przedsiębiorców. W stosunku do medialnych zapowiedzi zmniejszono szerokość stref buforowych wokół obszarów z 1,5 km do 500 metrów i zawężono ich wyznaczanie do obszarów ochrony ptaków i siedlisk nietoperzy. Położenie gospodarstwa rodziny Ptaszków niedaleko obszaru chronionego powoduje jednak, że zaproponowane zmiany w prawie są dalekie od ideału.

JMP Flowers apeluje przede wszystkim o to, aby rodzinne, polskie firmy z krajowym kapitałem, które chcą wytwarzać energię w większości na własne potrzeby, były traktowane w sposób indywidualny. Istniejące już w prawie ochrony środowiska procedury gwarantują wzięcie pod uwagę wszystkich ryzyk. Jeśli ocena oddziaływania na środowisko wykazałaby konieczność ustanowienia dodatkowej strefy buforowej, organ taki obowiązek mógłby umieścić w decyzji środowiskowej wskazując jego wymaganą szerokość. Sztywne wskazywanie w ustawie odległości od obszaru chronionego, bez względu na to, czy występują na danym terenie ptaki zagrożone wymarciem, pomija zupełnie uwarunkowania w danym terenie konkretnej inwestycji oraz wiąże ręce i organowi i inwestorom.

„Od tego zależy przyszłość zatrudnienia pracowników, wysokość płaconych przez nas podatków, rozwój eksportu i konkurencyjność na europejskim rynku. Groźba jest poważna, dlatego że niemożność inwestowania we własne instalacje OZE, gdy zostanie wprowadzony ETS 2 (opłaty za emisję CO2) zagrozi polskim firmom, które będą zmuszone zwalniać setki lub tysiące pracowników. (…) Wiemy o tym, że te polskie firmy, które szybko zainwestują w OZE (i będą więcej energii produkowały w OZE niż jej zużywały na własne potrzeby), będą miały bardzo duży popyt na swoje towary w całej Unii Europejskiej, dzięki temu powstaną nowe inwestycje (w naszym wypadku na ponad pół miliarda złotych), powstanie wiele nowych miejsc pracy. (…) My nie przeniesiemy całej produkcji w inne miejsce z dala od obszaru Natura 2000. Nas to ograniczenie pozbawi możliwości „zazielenienia” naszej produkcji i nie pozwoli skutecznie konkurować na rynku w przyszłości” – wyjaśnia JMP Flowers w piśmie, które trafiło do resortu klimatu.

„My tą inwestycją nie tylko chcemy zmniejszyć nasz ślad węglowy, ale też poszerzyć możliwości produkcji energii z różnych źródeł i przy różnej pogodzie. Rozważamy wykorzystanie naszych elektrowni gazowych o mocy 19 MW mocy na potrzeby stabilizacji systemu elektroenergetycznego w regionie, np. poprzez rynek mocy. Będziemy mogli produkować więcej energii elektrycznej, gdy w sieci jej brakuje, a ceny są wysokie” – doprecyzowuje prezes Ptaszek. Zwraca uwagę, że dostarczanie przez JMP Flowers energii w okresach niedoboru będzie stabilizować ceny w systemie.

W którą stronę ostatecznie pójdą przepisy – okaże się w nadchodzących miesiącach. Obecnie trwają konsultacje publiczne projektu. Proponowane przez MKiŚ przepisy musi najpierw zaakceptować rząd. Kolejny etap legislacyjnej batalii rozegra się w parlamencie. O postępach będziemy informować.

Współpraca: mec. Marek Dolatowski

KATEGORIA
ENERGIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies