Atak na największą rafinerię w Arabii Saudyjskiej pokazuje negatywne skutki uzależnienia świata od ropy. Chodzi zarówno o klimat, jak i bezpieczeństwo
W ostatnich dniach jesteśmy świadkami największego skoku cen ropy od niemal 30 lat, czyli od ataku Iraku na Kuwejt w 1990 roku. Wystarczyło, że w sobotę 14 września nad ranem szyiccy rebelianci zaatakowali dronami największą rafinerię w Arabii Saudyjskiej. Sytuację dodatkowo zaognił prezydent USA Donald Trump, który zagroził sprawcom odwetem. Ceny ropy poszybowały w górę – na londyńskiej giełdzie baryłka ropy Brent w okolice 70 dolarów, czyli o 10 dolarów drożej niż w ubiegłym tygodniu.
Przeczytaj też: Equinor nie może nazywać gazu czystym paliwem
To zdecydowanie sytuacja kryzysowa, a do tego zapewne nie koniec zawirowań na globalnych rynkach ropy. W Polsce paliwo jeszcze nie drożeje. Spółki paliwowe wyjaśnią to tym, że kupują surowiec w długoterminowych kontraktach. W praktyce mamy już w kraju wręcz historyczną tradycję utrzymywania cen paliw na poziomie 4,99 zł za litr w okresie kampanii wyborczej.
Przeczytaj też: Spółki z GPW zupełnie nie rozumieją kwestii klimatu
Jeśli jednak kryzysowa sytuacja w Arabii Saudyjskiej będzie się utrzymywać, czeka nas okres nowego wzrostu cen ropy, czyli drożejącego transportu i wzrostu cen wszystkich towarów. A to kolejny przykład na to, że uzależnienie od niej gospodarek nie jest niczym dobrym. Przede wszystkim zaś spalanie węgla, ropy i gazu niebezpiecznie przegrzewa ziemską atmosferę.
– Obecny kryzys pokazuje również, że elektryfikacja transportu w oparciu o lokalne źródła energii, głównie OZE, to kierunek strategiczny ze względów bezpieczeństwa – podsumowuje Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa think-tanku Forum Energii. Międzynarodowe media donoszą, że obecna sytuacja może wręcz doprowadzić do wojny na Bliskim Wschodzie.