Odcięciu się od surowców z Rosji mogłaby towarzyszyć ambitniejsza transformacja energetyki w Polsce
Jeszcze tydzień temu zakaz importu węgla z Rosji był jedynie zapowiedzią polskiego rządu przedstawioną na konferencji prasowej. Po tym czasie nie dość, że ustawa w tej sprawie zdążyła zostać zaakceptowana przez Sejm, to do działania ruszyła również UE. Komisja Europejska chce, by embargo na rosyjski węgiel wprowadziły wszystkie państwa członkowskie. Zakaz ma obowiązywać od sierpnia bieżącego roku.
Na wspomnianej rządowej konferencji opowiadano o „derusyfikacji” importu surowców, co chętnie podkreślał premier Mateusz Morawiecki. Z kolei towarzyszący mu szef Orlenu Daniel Obajtek oraz ministra klimatu i środowiska Anna Moskwa zapewniali, że już znaleźli lub wkrótce znajdą sposoby na to, by zastąpić ropę i węgiel z Rosji. O gazie nie ma co wspominać, bo jak pisaliśmy już na green-news.pl, Polska i tak miała w planach odcięcie się od importu błękitnego paliwa z Rosji z końcem 2022 roku.
Z ropą, co sygnalizował Obajtek, ma nie być większych problemów – Orlen zakontraktował już dostawy z innych kierunków i będzie kontynuował tę strategię. Inaczej sprawy mają się z alternatywą dla węgla z Rosji. Wbrew powszechnemu – i błędnemu – przekonaniu, nie pali się nim w elektrowniach w Polsce. Surowiec sprowadzany ze wschodu najczęściej trafia do gospodarstw domowych i małych elektrociepłowni (blisko 80 proc. węgla energetycznego z importu trafia do odbiorców prywatnych). Rosyjski węgiel ma odrobinę lepsze parametry od tego z Polski, ma m.in. mniej siarki, dlatego w ogóle się po niego sięga. Jest też tańszy.
Przeczytaj też: Parlament Europejski chce embarga na ropę i gaz z Rosji
Miejsce „ruskiego”, jak podkreślał wielokrotnie premier, węgla miałby zająć surowiec z USA, Australii czy RPA. Tyle tylko, że trzeba za niego sporo zapłacić. Jak szacowali analitycy PKO BP pod koniec marca, wojna wywindowała ceny węgla ARA (importowanego przez porty w Holandii) i w krytycznym momencie trzeba było płacić za niego ponad 400 dolarów za tonę. Obecnie to około 280 USD/t. Uzupełnienie tej luki nie będzie możliwe np. poprzez zwiększenie wydobycia w Polsce, ponieważ kopalnie w kraju mają ograniczone możliwości w tym zakresie. A mowa o zapotrzebowaniu na około 8 mln ton węgla – tyle właśnie sprowadzono w 2021 roku z Rosji do Polski.
Zmianę kierunku dostaw – choć słuszną w świetle rosyjskiej inwazji na Ukrainę – odczują więc głównie odbiorcy indywidualni. Co prawda padły zapowiedzi, że rząd „zrobi wszystko”, by embargo nie przełożyło się na drożyznę. Wspomniano też o ewentualnym wsparciu dla ciepłowni, ale to nie jedyny problem z tym paliwem. Jest spory popyt na ten surowiec, a kolejne państwa mogą dołączyć się do embarga wobec Rosji. W efekcie mogą pojawić się nawet czasowe trudności w dostępie do węgla.
Wszystkie te działania rządu skupiają się jednak na znajdowaniu alternatyw dla dostaw paliw kopalnych. Oczywiście, na krótką metę jest to jakieś rozwiązanie, ale skoro ogłaszany jest plan „odejścia od węglowodorów”, dlaczego ograniczać go wyłącznie do samego ich sprowadzania? Na tej konferencji to nie wybrzmiało, ale Morawiecki bardzo, ale to bardzo delikatnie, zasugerował, że przecież źródła konwencjonalne można zastępować odnawialnymi (OZE).
– Odejście od węglowodorów to nie tylko ochrona klimatu, to także możliwość uniezależnienia się od drogich surowców (...). Czy chcemy zastąpić bardzo drogi rosyjski gaz, bardzo drogim norweskim gazem? Na ten moment musimy, ale w dłuższej perspektywie chciałbym, abyśmy nie płacili bardzo bogatym Norwegom za ich bardzo drogi gaz – tłumaczył premier na konferencji, dodając, że OZE stanowiłyby dobre uzupełnienie systemu energetycznego. – Dlatego dziękuję pani minister za taki wspaniały, rozbudowany plan również tworzenia energetyki odnawialnej. Bo dzięki tej energetyce uniezależnimy się od ruskiego gazu, ale także od innych państw – kontynuował wywód Morawiecki.
Premier nawiązywał tym samym do przyjętej dzień wcześniej aktualizacji założeń „Polityki energetycznej Polski do 2040 r.”. Szef rządu może znać jej szczegóły, ale na tę chwilę opinii publicznej udostępniono zaledwie krótką notatkę na temat tego, co zawiera ta aktualizacja. I nie jest to lektura, która choć w małym stopniu wyczerpywałaby temat, chyba że ktoś w prostych deklaracjach upatruje konkretów. „Zdynamizowanie rozwoju OZE we wszystkich sektorach będzie odpowiadać na wyzwania związane z niezależnością i suwerennością” – to jeden z fragmentów tej publikacji, w którym ani słowem nie wspomniano, jak ma się to stać.
Przeczytaj też: Nowy rekord odnawialnych źródeł energii w Polsce
W tej zapowiedzi odnowionej PEP2040 dziwnie rozłożone są też akcenty, ponieważ więcej miejsca poświęcono tam utrzymywaniu źródeł węglowych niż rozwojowi OZE. To wszystko składa się na pewien obraz: na razie rząd „najbardziej radykalny w Europie plan odejścia od węglowodorów” (cytat z premiera – red.) rozumie jako rezygnację z importu z Rosji, a nie jako szerszą strategię. Mógłby natomiast połączyć te dwie sprawy. Niecały tydzień po konferencji Morawieckiego taki plan dla OZE i energetyki przedstawili Niemcy i w nim, oprócz wątków uniezależnienia się od surowców z Rosji, pojawiły się rozwiązania mające wspierać rozwój odnawialnych źródeł.
Nie ma wątpliwości, że uzupełnienie miksu energetycznego kraju o dodatkową moc z OZE to nie tylko uderzenie w budżet wojenny Rosji, ale również zabezpieczenie własnego interesu – to więcej czystej i tańszej energii, która mogłaby powoli wypierać jednostki węglowe.
W Polsce na razie nic nie wskazuje na to, że uda się połączyć ze sobą politykę (embargo i cios w Rosję) z energetyczną transformacją. Widoczne było to zwłaszcza na tym samym briefingu, gdy zapytano ministrę klimatu i środowiska o zniesienie tzw. zasady 10H, która zdaniem ekspertów blokuje ogromny potencjał farm wiatrowych na lądzie w Polsce, Anna Moskwa udzieliła odpowiedzi, ale nic z niej nie wynikało.
– W naszej strategii, w rewizji polityki energetycznej, stawiamy na zwiększenie rozwoju tej wiatrowej energetyki, zarówno na lądzie, jak i na morzu. (...). W przypadku tej lądowej energetyki to jest kontynuacja już rozpoczętej zmiany ustawy. (...). Jesteśmy przekonani, że uelastycznienie tych przepisów jest potrzebne – mówiła Moskwa.
W połowie marca green-news.pl pytało Ministerstwo Rozwoju i Technologii o sprawę „ustawy antywiatrakowej” (inne określenie dla tzw. zasady 10H), a w odpowiedzi resortu wskazano jedynie, że projekt ma pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Projekt i jego treść są znane od maja 2021 roku, a z naszych informacji wynika, że w Prawie i Sprawiedliwości nie ma zgody co do tego pomysłu. Bez takiej aprobaty nie ma nawet mowy o tym, by ustawa przeszła przez parlament.
Wszystkie te decyzje i zapowiedzi składają się na jeden obraz: na razie kluczowe dla rządu jest wyrugowanie węglowodorów z Rosji, ale plan ogranicza się do łatania importu importem z innych źródeł. Transformacja energetyczna zeszła na dalszy plan, choć mogłaby być najważniejszym elementem tych przemian.
Zdj. KPRM / Krystian Maj