Morska energetyka wiatrowa nie ma ostatnio lekko w Europie i USA. Na wyciąganie katastroficznych wniosków jest zbyt wcześnie, ale dzieje się dokładnie to, przed czyn czym sektor ostrzegał od dawna
W ciągu kilku dni dwie informacje zelektryzowały wszystkich, którzy interesują się kondycją sektora offshore wind w Europie.
Niemiecka aukcja dla zainteresowanych budową nowych farm wiatrowych na morzu zakończyła się klapą. Nie było chętnych na nowe obszary pod turbiny na morzu.
Przewidywano, że dzięki aukcji powstanie do 2,5 GW nowych mocy w morskiej energetyce wiatrowej (jeden obszar o docelowej mocy 2 GW, drugi – 0,5 GW). To pierwszy raz w historii niemieckiej energetyki, kiedy nikt nie zgłosił się, aby zarezerwować sobie obszar.
Przeczytaj też: Jest data tegorocznej aukcji dla morskich wiatraków
Stało się więc to, przed czym ostrzegano: koszty inwestycyjne w morskiej energetyce wiatrowej wyraźnie wzrosły, przez co trudniej o bankowalność projektów. W dodatku niemiecka aukcja nie przewidywała żadnej formy wsparcia dla inwestorów, co też miało wpływ na zainteresowanie.
Inny problem sektora uwypuklił ruch duńskiego Ørsted. Spółka, w Polsce znana z kooperacji z PGE Baltica przy projekcie Baltica 2 i innych, zapowiedziała emisję nowych akcji o wartości 60 mld duńskich koron (około 9,4 mld dolarów). Głos w sprawie zabrał już duński rząd, który zapewnił, że poprze emisję i obejmie tę część nowych akcji, która proporcjonalnie mu przypadnie. Skarb państwa ma 50,1 proc. udziałów w Ørsted.
W komunikacie spółki wskazano, że decyzja o emisji zapadła w wyniku problemów z projektem w Stanach Zjednoczonych. Chodzi o planowaną farmę wiatrową u wybrzeży Nowego Jorku o nazwie Sunrise Wind o mocy 924 MW. Firma liczyła, że sprzeda udziały w projekcie, który przez politykę aktualnych władz USA stoi pod wielkim znakiem zapytania. W dodatku przynosi spółce milionowe straty. Dokapitalizowanie ma pomóc w ukończeniu projektu mimo niekorzystnego otoczenia gospodarczego (wojna celna) i legislacyjnego (cięcie ulg dla OZE w USA).
W efekcie kurs spółki zanurkował. Jeszcze w piątek 8 sierpnia wyceniano jedną akcję na 308,60 duńskich koron (około 48 dolarów). Wraz z nastaniem poniedziałku wycena runęła i na zamknięciu, 11 sierpnia o godz. 17, wyniosła 217,1 duńskich koron, czyli około 33,8 dol. Spadek sięgnął ponad 30 proc. Co ciekawe, tego samego dnia energetyczny koncern pokazał wyniki za I półrocze 2025 r. Wykazał ponad 13,9 mld koron zysku (ponad 2,1 mld dolarów). Wygląda więc na to, że spółka ma się dobrze, tylko szuka kapitału, bo taki ma model działania.
To kolejny raz, gdy Ørsted traci przez zaangażowanie się w przedsięwzięcia w USA. Przed dwoma laty opisywaliśmy, że porzucił projekty Ocean Wind 1 i 2, ponieważ nawet za administracji Joe Bidena i przy ówczesnych realiach, były niemal niemożliwe do ukończenia bez strat. Wtedy również odbiło się to negatywnie na wycenie akcji spółki.
Pisaliśmy wielokrotnie, że obecnie aura jest wyraźnie niesprzyjająca dla offshore wind w USA. Donald Trump to zdecydowany przeciwnik odnawialnej energetyki, a zwłaszcza dotowania jej. Doszło do tego, że w obawie przed ewentualnymi trudnościami wywołanymi decyzjami amerykańskiego prezydenta Shell wycofał się z projektu morskiej farmy wiatrowej. Podobnej decyzji nie podjął norweski Equinor i ostatecznie okazało się, że słusznie. Zakaz budowy Empire Wind 1, farmy Equinora, został uchylony po miesiącu.
Podobne problemy nie występują w Europie. Na Starym Kontynencie trudności są na zupełnie innych płaszczyznach. Ponownie, doświadcza ich zwłaszcza Ørsted, jeden z największych graczy sektora, z projektami w Europie, USA i Azji. W Niemczech duńska spółka ukończyła morską farmę, ale elektrownia nie pracowała przez brak sieci.
W Wielkiej Brytanii zawieszono ogromny projekt Hornsea 4, choć, jak pisaliśmy na łamach Green-news.pl, wszystko wskazywało na to, że to pokazowe wstrzymanie prac przez Ørsted, aby uzyskać lepsze warunki wsparcia oraz skuteczniejsze zabezpieczenia ze strony brytyjskiego rządu. Coś jest na rzeczy, ponieważ Brytyjczycy niedawno podnieśli proponowane ceny odkupu energii z przyszłych morskich farm wiatrowych.
Przeczytaj też: Tusk na morzu, wiatraki już stoją. MFW Orlenu i Northland to energetyczny konkret
I najważniejsze, co sygnalizowaliśmy zwłaszcza po tegorocznej konferencji PSEW: w Polsce ten tworzący się sektor energetyki wiatrowej ma jeszcze „miesiąc miodowy”, pierwsze projekty niedawno wystartowały, a modele wsparcia są co najmniej atrakcyjne. Na bardziej dojrzałych rynkach o wiele trudniej o zabezpieczenie przyszłości tego typu przedsięwzięć. Co dobrze pokazała aukcja niemiecka – bez wsparcia państwa, choćby w postaci zabezpieczenia ceny wykonania, może być trudno wzbudzić zainteresowanie inwestorów.
Inflacja, rosnące koszty, trudności w pozyskiwaniu komponentów – o tym wszystkim alarmowała branża podczas WindEurope. To stąd wziął się apel, aby rządy zobowiązały się do rozwoju offshore wind, dzięki czemu firmy i cała gospodarka dostaną impuls oraz sygnał: warto inwestować w tę branżę. Synergia miała przynieść niższe koszty inwestycyjne, a później – mniejsze rachunki za prąd z morskich farm.
Jak widać na nic zdały się wezwania o kooperacji, ponieważ ziścił się scenariusz, w którym np. aukcja niemiecka nie oferowała żadnego zabezpieczenia. Wszystkie te niepokoje sektora szczegółowo opisywaliśmy w materiale Węzeł gordyjski zaciska się na morskiej energetyce wiatrowej. Offshore wind na rozdrożu.
Fot. na zdjęciu morska farma wiatrowa Middelgrunden w cieśninie Øresund między Danią a Szwecją / EC - Audiovisual Service / European Union, 2021