W dezinformację społeczeństw Europy za pośrednictwem internetu zaangażowane są ogromne siły i pieniądze. Rosja chciałaby szerzyć narrację, że Europa nie potrzebuje niezależności energetycznej ani walki ze zmianami klimatu. Efekt? Nawet jedna trzecia artykułów o klimacie zawiera dezinformację lub narrację podszytą propagandą
„Rosja już tu jest” – to jedno z bardziej nośnych haseł, którymi rozmaici politycy czy eksperci przestrzegają przed kremlowskimi operacjami. Maczanie palców w sprawach innych państw w wydaniu Moskwy nie zawsze jest misterną intrygą. Coraz częściej Kreml inspiruje masowe próby zalania infosfery, zwłaszcza internetu, przekazem nastawionym na sianie zamętu i wzmacnianie podziałów. Nie chodzi wyłącznie o przekonanie kogoś do swoich racji, a co za tym idzie – o wpływanie na procesy demokratyczne czy budowanie frontu przeciwko konkretnej ustawie. Bardziej istotnym celem jest wywoływanie chaosu, prowadzącego do rozpadów w społeczeństwie.
Taki obraz wyłania się z lektury raportu Komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce. Autorzy opisują te działania jako „wojnę kognitywną”. „Jej celem (wojny kognitywnej – red.) jest zasianie wątpliwości, wprowadzenie sprzecznych narracji, spolaryzowanie opinii, radykalizacja ugrupowań i zmotywowanie ich do działań, które mogą zakłócić lub rozbić całkiem spójne społeczeństwo” – to definicja zamieszczona na stronach NATO.
Jakie są główne narracje rosyjskich ośrodków? Z punktu widzenia Green-news.pl kluczowe są obszary energii i transformacji, jednak działania Moskwy wychodzą również poza te ramy. „Zachodnia cywilizacja upada, jest dekadencka, zdemoralizowana; promowanie dowolnych teorii spiskowych podważających publiczne zaufanie (narracje antyszczepionkowe, 5G itp.)” – wyliczają autorzy raportu.
Przeczytaj też: Rok 2024 był najcieplejszy w historii. A to nie koniec złych wiadomości
Każdy, kto choć raz przeglądał sieć, natrafił na treści wieszczące rychły koniec Zachodu, który ulega jakiejś „ideologii”. Jak nie zagrażają mu „klimatyzm” albo „ekologizm”, to ktoś musi stawiać czoła „zielonej opresji” czy ofensywie. Trend nie jest nowy. Widzieli go już analitycy NATO i opisali go szeroko w „NATO Climate Change and Security Impact Assessment” z 2024 roku. Jak uznano, sporą część dezinformacji klimatycznej w europejskiej infosferze generują Rosjanie.
Nie inaczej dzieje się w Polsce. Strona rosyjska kolportuje treści, które podważają wartość badań, ich rzetelność i chętnie dostarczają fałszywe dowody o rzekomej kompromitacji tego czy innego naukowca. Częste jest też „szukanie winnych”, czyli obarczanie określonego państwa, grupy, podmiotu winą za zaniedbania w kwestiach transformacji. Co istotne, treści są nie tylko polaryzujące, ale też tezy, na których bazują, wygłaszają zwykle ludzie niezwiązani z tematyką klimatyczną, energetyczną.
W raporcie dokonano – chyba niechcący – dosyć ciekawego odkrycia. Który portal w Polsce najczęściej pisze o polityce klimatycznej? Portal braci Karnowskich, wPolityce.pl. Bardzo lubiła o tym opowiadać także telewizja TVP Info (ta sprzed wyborów) i DoRzeczy.pl.
Według mnie serwisy te mogły znaleźć się na liście do pewnego stopnia przypadkowo. One nie tyle „podłapują” narracje made in Moscow, co stawiają na polaryzację i „bicie na alarm” same z siebie. Wymienione portale, a także np. pch24.pl, widząc, ile mogą ugrać, wpisują się w taką, a nie inną opowieść o otaczającym nas świecie. To tam można znaleźć tłumaczenia, że nadciąga trwoga w związku z (tu wstaw dowolne wyimaginowane zagrożenie), ponieważ media głównego nurtu omijają jakiś temat (co zwykle jest nieprawdą) albo nie ma konsensusu w danej sprawie (co też zwykle jest nieprawdą).
Jak czytam w raporcie, w około 1/3 analizowanych artykułów o klimacie zidentyfikowano dezinformację lub narrację podszytą propagandą. „Publikacje te zawierały zmanipulowane lub fałszywe informacje albo narzędzia służące dezinformacji, mające np. wywołać negatywne emocje u odbiorców na temat ochrony klimatu i polityki klimatycznej. Najwięcej takich przykładów zidentyfikowano na portalach: wPolityce.pl, DoRzeczy.pl oraz w kanale informacyjnym TVP Info. Pojedyncze przykłady materiałów z zafałszowanym przekazem odnotowano w: e-wydaniu Super Expressu, portalu internetowym telewizji TVN24.pl, WP.pl, e-wydaniu tygodnika Angora i w e-wydaniu Trybuny Górniczej” – opisano. Zanim ktoś zacznie bić w TVN czy WP, to jak wskazano, przewiny tych serwisów były zdecydowanie mniejsze.
Przeczytaj też: Polska transformacja złapała rozpęd
Natomiast wracając do portali w Polsce, zwłaszcza tych o zabarwieniu prawicowym, to trafiły one pod lupę, ponieważ podejmowały tematy związane z Fit for 55, Zielonym Ładem czy polityką UE. Jak można przypuszczać, często jednak pokazywały tylko np. spojrzenie określonego polityka na daną sprawę, bez opatrywania tego komentarzem. Politycy, mając na celu przypodobanie się wyborcom, opinii publicznej, krytykowali doniesienia czy pomysły z Brukseli. Koło się domknęło, ale trochę w inny sposób. Bo dzięki temu pośrednio legitymizowano treści, które kolportuje rosyjska propaganda.
„W okresie od maja 2022 r. do maja 2024 r. Rosja była głównym twórcą komunikacji w dyskusjach online na temat zielonej energii w mediach społecznościowych i serwisach informacyjnych” – czytam w raporcie.
W co głównie celowano? W badanym okresie, między 15 października 2021 r. i 15 lutego 2022 r., były to informacje związane z:
Nietrudno się domyślić, że obecnie ta lista tematów wyglądałaby nieco inaczej. Więcej byłoby dezinformacji w kwestii żywności czy rolnictwa, bo akurat o tym rozmawia się na szczeblu unijnym.
Po co jednak to wszystko Rosjanom? Wyjaśnień jest kilka. Z jednej strony, im większa niezależność energetyczna Unii Europejskiej i Polski (a tym samym – większe proklimatyczne nastawienie), tym większa szkoda dla całej maszyny Kremla, która zarabiała na gazie i ropie. Teraz już może to nam spowszedniało, ale w 2022 roku „derusyfikacja” importu była dużym osiągnięciem. Od wybuchu wojny rosyjskich surowców nie ma wcale lub zaraz nie będzie (wszystko zależy od nośnika energii). To realny cios w tamtejszą gospodarkę. I dowód na to, że pewna społeczna presja ma sens. Wtedy raczej zrywano kontrakty głównie pod publiczkę, bo przed wszystkimi w Europie. Jednak właśnie dzięki społecznemu poparciu (cichemu) obyło się bez lamentów, że bez surowców z Rosji nie uda nam się funkcjonować. A to olbrzymi sukces, który Moskwa na pewno chce zniszczyć.
W działaniach tego typu chodzi nie tylko o pieniądze, ale i „rząd dusz”. Jak pokazał niedawny przypadek ingerencji w przebieg wyborów prezydenckich w Rumunii, czy powtarzające się rosyjskie próby wpływania na politykę w Gruzji czy w Mołdawii – żeby wpływać na decyzje w danym państwie, trzeba mieć jego obywateli w ręku. A żeby w ogóle ingerować w losy kraju na taką skalę, trzeba mieć skuteczny PR. To dlatego przedstawiane są argumenty o rzekomym zagrożeniu z Brukseli, a nie ze Wschodu.
Raz, że to odwraca uwagę, a dwa – stanowi podwaliny pod budowę licznych teorii spiskowych, wytworzonych tylko po to, aby w dobrym świetle ukazać Rosję i wrócić do „business as usual”, przy milczącej aprobacie. A do tego nikt nie powinien wracać.
Fot. Na tabliczce widnieje napis „Propaganda zabija”, zdjęcie wykonano podczas protestów po śmierci Borysa Niemcowa, rosyjskiego opozycjonisty / źródło: Sputnik, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons