Interwencja związana z mrożeniem cen energii elektrycznej jest konieczna. I większościowa koalicja właśnie ten fakt chce wykorzystać. Jej propozycje dotyczą m.in. energetyki wiatrowej i już znalazły zwolenników
Najprawdopodobniej czeka nas polityczne spięcie, które podzieli przyszłą koalicję rządzącą z ustępującą władzą i prezydentem. Wskazuje na to treść projektu ustawy dotyczącej mrożenia cen przedłożonego przez przedstawicieli większości sejmowej. W Sejmie rozpatrywane będą dwa takie projekty, autorstwa rządu Mateusza Morawieckiego oraz grupy posłów z Polski 2050 i Koalicji Obywatelskiej.
Rządowy projekt to nic innego jak przeniesienie przepisów obowiązujących w 2023 r. na przyszły rok. Tymczasem propozycje drugiej strony są o wiele dalej idące, nie tylko w kwestii mrożenia cen energii elektrycznej. W projekt zaszyto kilka mniejszych reform, znalazło się tam miejsce także dla liberalizacji przepisów dla nowych farm wiatrowych czy przywrócenie obliga giełdowego.
Przeczytaj też: PGE porzuciła zieloną strategię, ale nie zielone finansowanie
Większościowa koalicja proponuje, by ceny w 2024 roku były mrożone tylko przez pierwszych sześć miesięcy. Cena maksymalna za MWh ma wynosić 412 zł netto (bez uwzględnienia kosztów dystrybucji i innych opłat). Jednocześnie zużycie prądu przez gospodarstwo domowe, uprawniające do skorzystania z tej ceny, nie może przekroczyć 1,5 MWh w okresie od 1 stycznia do 30 czerwca 2024 r. Limit ten jest wyższy dla gospodarstw rolnych, osób posiadających Kartę Dużej Rodziny – wynosi 2 MWh. 1,8 MWh to limit ustalony dla osób m.in. z orzeczeniem o niepełnosprawności.
Pobór energii elektrycznej ponad opisane w projekcie limity będzie droższy, ale też ukształtuje się na znanym wszystkim poziomie. Powyżej tego progu cena za 1 MWh wyniesie maksymalnie 693 zł (netto).
Na tym kończy się część przepisów związanych z mrożeniem cen. Projektowane zmiany zakładają powrót obliga giełdowego (z małymi wyjątkami). Obligo zobowiązuje uczestników rynków do tego, by wszystkie transakcje kupna/sprzedaży energii elektrycznej na poziomie hurtowym odbywały się na Towarowej Giełdzie Energii. Ma to przywrócić rynkowe realia i obniżyć ceny energii elektrycznej w kraju. Z obligiem wiąże się też ciekawa historia – obowiązek wprowadzano za rządów Prawa i Sprawiedliwości, uzasadniając ten ruch chęcią ukrócenia spekulacji. Rząd wywodzący się z tej samej formacji uchylał potem 100 proc. obligo, tłumacząc to... spekulacjami na TGE i chęcią zbicia cen.
Przeczytaj też: Aukcje OZE w odwrocie
W projekcie znalazł się też ukłon w stronę energetyki wiatrowej. KO i Polska 2050 zgodnie z deklaracjami złożonymi w czasie kampanii wyborczej chcą zliberalizować przepisy, które mocno ograniczają budowę nowych farm wiatrowych na lądzie. Większościowa koalicja wskazuje, że minimalna odległość wiatraków od np. rezerwatów przyrody ma wynosić co najmniej 300 metrów. Z kolei odległość od zabudowań ma być zależna od poziomu hałasu emitowanego przez wiatraki, w tym przypadku chodzi o dystans od 300 do 2000 m (przewidziano kilka wariantów). Koalicjanci postanowili też rozprawić się z zamieszanianiem wokół planów ogólnych i planów miejscowych. Podsumowując: zamierzają nanieść spore zmiany w ustawie o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Janusz Gajowiecki pozytywnie ocenia propozycje dotyczące wiatraków. Jak mówi, dalsza liberalizacja to tak naprawdę dopełnienie wypracowanych w ostatnich latach rozwiązań, które ostatecznie trafiły do kosza (chodzi o zamieszanie z odległościami wiatraków od zabudowań, zamiast wynegocjowanych 500 metrów ustalono 700 m w miejsce tzw. zasady 10H – więcej o tej sprawie przeczytasz w tym tekście).
– Zniesienie blokady dla wiatraków oznacza zwiększenie potencjału wiatru na lądzie, co w ciągu 2-3 lat przełoży się na nowe inwestycje w zieloną energię. Skorzystają na tym polskie społeczeństwo, przemysł i gospodarka oraz lokalne samorządy, które nie tylko otrzymają potężny zastrzyk reperujący budżety, ale za wiatrakami do gmin przyjdzie przemysł, który jest dziś tam, gdzie zielona energia – ocenia Gajowiecki.
Mniej zadowolony z projektu może być Orlen. Na ten wątek zwrócił portal Wysokienapiecie.pl – chodzi o domiar od krajowego wydobycia gazu. Dotychczas rząd pomijał w pewnym sensie koncern, który po fuzji z PGNiG, jest największym wydobywcą gazu w Polsce (rozliczać zaczęto go od końca 2022 r.). Według szacunków portalu obciążenie Orlenu domiarem za wcześniejszy okres przyniesie ponad 14 mld zł i to właśnie z tych pieniędzy koalicja sfinansuje mrożenie cen.
Fot. Sejm RP / @KancelariaSejmu / X