Dlaczego to, co robi Greta, miałoby być złe? Bo straszy i nie wpisuje się w proces klimatyczny? Bez żartów...
Rozmiar wiadra z pomyjami, które wylało się na szwedzką nastolatkę, zaskoczył mnie jak mało co w tematach okołoklimatycznych, a widziałem już dużo. Nawet rozmowy z górnikami nie miały takiego ładunku negatywnych emocji, jak pełne pogardy teksty umniejszające działania Grety Thunberg. Można się z nią nie zgadzać. Można prychać na jej metody – ja na przykład nie pochwalam wagarowania, bo wiem, że gdyby taka aktywistka trafiła się w mojej klasie, to sam bym się na wagary pisał i to nie z miłości do polarnych niedźwiedzi. Można wyrażać też zdrowy sceptycyzm co do bezpośrednich skutków działań Grety. Ale!
Aktywizm klimatyczny młodego pokolenia ma bardzo duże znaczenie. W końcu to dzisiejsi młodzi będą żyć w warunkach, które sami im zostawimy. A już wiadomo, że nie będą to warunki najprzyjemniejsze. Wykręcanie się sianem i mówienie, że „nie tak się robi politykę klimatyczną” i „jeden człowiek nic nie wskóra” jest pozbawione sensu. Co innego możemy zaproponować? Jaka jest alternatywa? Nie widzę lasu rąk i nowych propozycji.
Dlaczego to, co robi Greta, miałoby być złe? Bo straszy i nie wpisuje się w proces klimatyczny? Bez żartów. Międzynarodowe dyskusje o klimacie zapadły w śpiączkę gdzieś w okolicach Kioto. Później mieliśmy jeszcze nieudaną pobudkę w Kopenhadze (konferencja klimatyczna COP15 w 2009 r.) i chwilową pobudkę paryską – ale z roku na rok coraz mniej jest chętnych do podjęcia jakichkolwiek poważnych działań.
Przeczytaj też: Zielone płuca Ziemi stanęły w ogniu
Negocjacje jeżą się od batalistycznych zwrotów, ale w trakcie wystąpień więcej ludzi śpi niż słucha (nie tylko ze względu na jet lag). Proces klimatyczny aż krzyczy o reformę, bo pomimo nowych zobowiązań nikt nie czuje na sobie zimnego oddechu sankcji. Raz na jakiś czas pojawi się lider, który wpisze klimat na swój sztandar. Ale nawet Obama, czy teraz Macron, nie są w stanie powtórzyć tego, co zrobił Kopernik.
Przewrotu spodziewać się więc nie należy. Dlatego właśnie mobilizacja oddolna i popierana przez młodych ma tak duże znaczenie. Jeśli nie wspieramy, to chociaż nie przeszkadzajmy.
Słyszymy: „Ta forma aktywizmu nie zadziała, bo wszyscy zdają sobie sprawę ze zmian klimatu i ich skutków”. Ehem. No, nie. Konsens naukowców nie zgrywa się z opinią w społeczeństwie. Czytał ktoś o tym w internecie? Jest jeszcze całe ponure zagłębie dusz, które twierdzą, że ocieplenie klimatu to wyssany z palca spisek tych czy owych i próba przejęcia kontroli nad światem… lub polskim węglem.
Przeczytaj też: Tak człowiek niszczy Ziemię. Mocne zdjęcia
Poza tym świadomość faktów nie broni nas przed postępowaniem w niewłaściwy sposób. W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Dowodów dostarcza cała masa prac z ekonomii behawioralnej. Nawet wykształceni ekonomiści nie potrafią się opanować i ograniczyć konsumpcji orzeszków do piwa, pozbawiając się apetytu na dobrą kolację. A co tam dopiero jakieś CO2, którego nie widać i działa w sposób daleko mniej sprzedający się na Instagramie niż plastik mordujący foki.
„Greta straszy zagładą, a nie możemy odejść od technologii emisyjnych”. Trochę mi szkoda czasu na takie brednie, ale niech będzie. Technologie niskoemisyjne z roku na rok poprawiają efektywność kosztową. Źródła wiatrowe i słoneczne w połączeniu z bateriami, ale też wodór i bardziej już oklepana energetyka jądrowa to przyszły koszyk paliwowy świata. Według najnowszego opracowania BloombergNEF (New Energy Finance) w 2050 r. energetyka w dwóch trzecich będzie się już opierać o źródła zeroemisyjne. A warto pamiętać, że analitycy z Bloomberga są dosyć konserwatywni i zwykle nie doszacowują rozwoju OZE. Owszem, wciąż mamy wiele inwestycji węglowych, rośnie też zużycie gazu, ale takie są też efekty m.in. globalnych rozmów klimatycznych.
Tam, gdzie CO2 ma swoją cenę (owszem, również w Chinach), paliwa kopalne będą schodzić ze sceny szybciej niż nam się wydaje. Ale oczywiste jest, że nie nastąpi to w tydzień. I powodem nie jest brak zielonych alternatyw, ale wyłożonych już pieniędzy i silnych grup interesów. Rzecz jasna, zielone technologie też mają swoje lobby, ale to normalna gra interesów. Każda nowa technologia wchodzi na rynek przy określonym wsparciu państwa. Jest to ważne zwłaszcza tam, gdzie rynek nie umożliwia wpisanie w cenę wszystkich kosztów, np. zdrowotnych czy środowiskowych. Dlatego nie można się obrażać na wspieranie zielonych technologii. Należy jedynie pilnować, by nie trwało w nieskończoność i nie tworzyło kolejnych barier wejścia na rynek. Technologie muszą mieć impuls do tego, żeby stale się rozwijać.
Przeczytaj też: W najbliższych wyborach klimat będzie miał znaczenie
Skoro zaś o lobby mowa – tu też Greta dostaje po głowie, bo jak to jest, że nastolatka ma taki dobry PR, skąd bierze pieniądze na podróże? Sporo jest takich smakowitych kąsków dla fanów teorii spiskowych. Oczywiście, że ma profesjonalny PR, i co z tego? Mnie samego cieszy, że są jeszcze ludzie, którzy chcą wyłożyć własne pieniądze na wsparcie sensownego aktywizmu. Najbliższe otoczenie Grety musi tylko zadbać o przejrzystość jej kampanii i unikanie prostych błędów jak ten z podróżą łodzią do Nowego Jorku. Trzeba mieć nadzieję, że w natłoku ochotników i dobrych dusz do pomocy uda się oddzielić ziarna od plew.
Marzy mi się, żeby kanapowi krytycy zamiast marudzić i wyśmiewać, sami w końcu zrobili coś dla świata. Zwłaszcza w Polsce, gdzie jak tlenu brakuje nie tylko aktywizmu klimatycznego, ale aktywizmu w ogóle. Coś, co na Zachodzie jest normą, u nas wciąż szokuje i kreuje negatywny feedback. Super, że w młodym pokoleniu pojawiła się moda na klimat, która – nota bene – chyba szybko nie odejdzie, bo rzeczywistość dostarcza stale nowych powodów do obaw. Po prostu nie przeszkadzajmy, mobilizując przy okazji wyjących denialistów. Dostarczajmy rzetelnej wiedzy, a własny cynizm schowajmy do kieszeni.