Trwa przemeblowanie w europejskiej energetyce. Pośrednio steruje nim Kreml
Po rosyjskiej napaści na Ukrainę stało się jasne: Europa, zwłaszcza środkowa i wschodnia, zaczną szukać nowych źródeł energii i dostaw. Stopniowa rezygnacja z importu węgla od Rosjan postępuje (unijne embargo zacznie obowiązywać w sierpniu, w Polsce już zaprzestaliśmy sprowadzać to paliwo), Unia ma ograniczyć też kupowanie ropy od Kremla.
O wprowadzeniu unijnego embarga na gaz nikt na razie głośno nie mówi. Tym razem to Gazprom przykręca kurek na bałtyckim gazociągu Nord Stream 1. Dostawy do niektórych państw, np. Polski czy Finlandii Rosja przerwała już wcześniej. Kreml gra gazową kartą, ograniczając przesył i windując ceny na rynku. Tym sposobem wprowadził Europę w stan kryzysu energetycznego już w ubiegłym roku.
Przeczytaj też: Węgiel królem niemieckiej energetyki w 2021 roku
Wszystkie te zdarzenia sprawiły, że energetyczna układanka wielu państw UE sypie się jak domek z kart. Niemcy zgodnie z zapowiedziami – sygnalizowały to przed kilkoma tygodniami – nie zdecydowały się na przedłużenie pracy swoich ostatnich elektrowni jądrowych. Wracają za to do węgla. Zapewniają jednak, że tylko na czas kryzysu energetycznego.
Wicekanclerz Niemiec i minister ds. gospodarki i energetyki Robert Habeck w ostatnią niedzielę ostrzegał przed trudną zimą w elektroenergetyce, nie wykluczył też ograniczania zużycia gazu (odgrywa on istotną rolę w niemieckiej energetyce, pochodzi z niego około 16 proc. prądu). Latem może zacząć się natomiast modernizacja rezerwowych jednostek węglowych, by mogły pracować w razie potrzeby.
Rząd w Berlinie nie jest jedynym, który wraca do węgla. Austriacki koncern energetyczny Verbund dostał zadanie „wskrzeszenia” elektrociepłowni Mellach, zamkniętej w kwietniu 2020 roku. Jednostka była co prawda w rezerwie, ale planowano zmodyfikowanie jej, by spalała gaz. Tak się nie stanie i Mellach ma w razie czego pomóc Austriakom przetrwać zimę. Bo Wiedeń ma ogromny problem – dootychczas 80 proc. swojego zapotrzebowania na gaz zaspokajał importem z Rosji. A źródło to stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Przeczytaj też: Blisko 300 mld euro na inwestycje. Tak UE chce odciąć się od surowców z Rosji
„Węglowy zwrot” wykonają też Holendrzy, co potwierdził Rob Jetten, minister energii i klimatu. Scenariusz jest ten sam co w Niemczech i Austrii: w obawie przed trudną zimą i kryzysem energetycznym do łask wrócą siłownie węglowe.
Holandia zamknęła wiele z nich w ostatnim dziesięcioleciu, ale trzy węglówki zostawiła. Tyle tylko, że ograniczono w nich produkcję do 35 proc. ich mocy. Teraz ten limit ma zostać zniesiony, wstępnie do 2024 roku. Ta data często pada w deklaracjach państw UE. Właśnie na ten rok Niemcy planują rezygnację z gazu z kierunku wschodniego.
Ponowne wykorzystanie węgla w europejskiej energetyce przełoży się na wzrost emisji CO2 w całej Wspólnocie. Po spadkach z okresu pandemii, trzeba przygotować się, że zobaczymy dane o emisjach na poziomie sprzed kilku lat. Energia z bloków węglowych będzie też droga, obarczona kosztami uprawnień do emisji CO2 z systemu EU ETS. Nie pomogą też szumne zapowiedzi Komisji Europejskiej o tym, by w ramach REPowerEU szybciej zdekarbonizować energetykę w UE. Czas nagli, a na realizację ambitnych planów rozbudowy odnawialnych źródeł energii w Europie potrzeba lat. Tymczasem katastrofa klimatyczna jest już faktem.
Zdj. President.gov.ua, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons