Regulator rozstrzygnął aukcje OZE i zakontraktował energię z wiatraków o mocy 2,2 gigawata. Dostarczą prąd taniej niż wynoszą bieżące stawki rynkowe
Urząd Regulacji Energii opublikował dziś wyniki aukcji dla instalacji OZE, które prowadził w ostatnich tygodniach. Zgodnie z oczekiwaniami, najwięcej energii zakontraktowano od firm rozwijających projekty farm wiatrowych.
Przeczytaj też: Tauron buduje pierwszą farmę fotowoltaiczną
Zgłoszono ponad 160 ofert, z których wybrano 101. W efekcie zawartych kontraktów duże farmy wiatrowe przez 15 lat dostarczą energię o łącznej wartości 16,1 mld zł. Odpowiada to powstaniu wiatraków o mocy 2,2 gigawata, podczas gdy obecnie jest ich w Polsce 5,9 GW.
Jak podkreśla Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, aukcja dla największych instalacji OZE kolejny raz potwierdziła, że farmy wiatrowe na lądzie pozostają najtańszym z dostępnych źródeł energii. Najniższa oferta na dostawy energii z wiatru w tegorocznej aukcji w koszyku dla instalacji wiatrowych i fotowoltaicznych przekraczających 1 MW opiewała na około 163 zł/MWh. Najwyższa – na 233 zł/MWh.
– Kolejny rok z rzędu średnia cena ze złożonych ofert (208 zł/MWh) była niższa niż hurtowa cena energii wynosząca 220 zł/MWh (TGE Base). To pokazuje, że kolejne megawaty zainstalowane w farmach na lądzie są skutecznym narzędziem obniżającym koszty transformacji energetyki w kierunku niskoemisyjnym – ocenił Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.
Energia z wiatru mogłaby być jeszcze tańsza, gdyby nie regulacyjny chaos w branży OZE w ostatnich latach. Według rynkowych szacunków, nowe turbiny wiatrowe będą w stanie zaoferować energię po ok. 150 zł/MWh średnio dla całej Polski. Na obszarach najbardziej wietrznych, w województwie zachodniopomorskim, można zakładać nawet około 100 zł/MWh.
Na razie jednak rozwój nowych projektów w tej technologii jest niemożliwy. Blokują go przepisy tzw. ustawy antywiatrakowej, a konkretnie zasada 10H, zgodnie z którą nowe wiatraki muszą być oddalone od zabudowań mieszkalnych o dystans odpowiadający co najmniej 10-krotnej wysokości wiatraka wraz z łopatami. Oznacza to, że na terenie Polski w zasadzie nie ma terenów nadających się pod nowe inwestycje w lądowej energetyce wiatrowej.
Przeczytaj też: Samochody elektryczne emitują mniej CO2 niż spalinowe
Z kierowanego przez Jadwigę Emilewicz resortu rozwoju płyną jednak sygnały, że przepisy te w 2020 roku ulegną zmianie. Naciskają na to zarówno dostawcy turbin wiatrowych, jak i gminy, na których terenie mogłyby powstać nowe farmy. Również firmy chcą czerpać energię z OZE, czego dowodzą projekty anonsowane przez Kompanię Piwowarską, jak i np. Polenergię, która zapowiedziała budowę pierwszej w Polsce farmy bez jakichkolwiek rządowych dopłat.