Green-news.pl widziało część opinii wysłanych Polsce w ramach transgranicznych konsultacji ws. atomu. Niektóre, jak ta Węgier, są dosyć kuriozalne
Do postępów polskiego programu jądrowego przyczyniają się nie tylko kolejne kontrakty i umowy o współpracy, ale też rozmowy z rządami innych państw prowadzone w ramach konsultacji transgranicznych.
Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska skonsultowała już polski plan budowy elektrowni jądrowej z Estonią, Litwą i Łotwą. Ustalenia są jednym z obowiązków, jakie trzeba wypełnić, starając się o decyzję środowiskową dla budowy elektrowni atomowej. W ocenie o oddziaływaniu na środowisko (OOŚ) nie sprecyzowano, gdzie ostatecznie powstać ma siłownia. Preferowaną lokalizacją jest Lubiatowo-Kopalino (gmina Choczewo), ale w dokumentach uwzględniono też lokalizację znaną jako Żarnowiec (w gminach Gniewino i Krokowa).
Przeczytaj też: Reformy Brukseli mogą wpłynąć na polski atom
Lista państw, które zaproszono do konsultacji, jest jednak o wiele dłuższa niż tylko kraje nadbałtyckie. Polska na mocy tzw. konwencji z Espoo jest zobowiązana do przeprowadzenia rozmów nie tylko z bezpośrednimi sąsiadami, ale i w regionie. Co ważne, uwagi danego kraju nie oznaczają „weta” i nie mogą prowadzić do zablokowania inwestycji. Konsultacje to platforma do wymiany opinii, a każdy z zainteresowanych poza informacją przesłaną przez GDOŚ, może też domagać się wyjaśnień ws. przedsięwzięcia.
Dotychczas najwięcej mówiło się o długiej liście uwag z Austrii oraz czterech niemieckich landów – nieprzypadkowo. Wiedeń i Berlin nie chcą energetyki jądrowej w Unii Europejskiej, a ich stanowisko nie wynika z niechęci do polskiego projektu, a z obranej lata temu drogi, by nie budować nowych jednostek jądrowych. Z dokumentów, które otrzymało green-news.pl, wynika, że jest jeszcze jedno państwo, które ma dużo pytań do Polski, choć samo od lat rozwija energetykę jądrową, w dodatku we współpracy z Rosją.
Węgierskie ministerstwo technologii i przemysłu, a dokładnie jego departament ochrony środowiska, stoi na stanowisku, że Polska niewystarczająco oszacowała zagrożenia dla elektrowni jądrowej postawionej na wybrzeżu. Jak czytam w piśmie, które trafiło do polskich decydentów, zdaniem Węgrów Morze Bałtyckie „ma unikalne źródła zagrożeń, które nie występują w żadnym innym dużym akwenie na planecie”.
Węgrzy podnoszą, że ze względu na niski poziom zasolenia Bałtyku oraz wpływania do niego zimnych wód z Morza Północnego, przy niskich temperaturach (zimą) może dojść do niecodziennej sytuacji. Gdyby pękł rurociąg z ropą na dnie, ropa nie wypłynie na powierzchnię wody, a pozostanie na głębokości kilkudziesięciu metrów, tworząc „gęstą warstwę lepkiej substancji”. Do takiego zjawiska – twierdzą Węgrzy – może dojść właśnie na Bałtyku ze względu na jego „właściwości”.
Co ma to wspólnego z elektrownią jądrową? Planowana przez Polskę siłownia będzie pobierać wodę do chłodzenia (oraz odprowadzać ciepłą) właśnie z Bałtyku. Węgrzy oceniają, że w razie wystąpienia wycieku ropy mogłyby dojść do „zatkania” ujęć wody na potrzeby elektrowni i podkreślają, że strona polska pominęła tę sprawę.
Przeczytaj też: Nieformalne unijne spotkanie ws. energetyki. Francuzi formują „atomowy sojusz”
– W polskiej części Bałtyku nie ma gęstej sieci ropociągów, platformy eksploatacyjne połączone są z lądem jedynie gazociągiem. Jedyna występująca tam infrastruktura związana jest z działalnością eksploatacyjną prowadzoną przez Lotos Petrobaltic z grupy Orlen i posiada szereg zabezpieczeń, które uniemożliwiają wypływ dużych ilości ropy nawet w czasie ewentualnej awarii. Wydobywana ropa jest później transportowana nie rurociągami, a tankowcami. Przyjęte w dokumencie założenia można uznać za skrajne i nieco abstrakcyjne, nie odnoszące się do uwarunkowań występujących na Bałtyku. W takich analizach uwzględnić należy potencjalną ilość ropy, jej rodzaj i właściwości (np. gęstość i skład), jak i temperaturę, z jaką możemy mieć do czynienia – wyjaśnia prof. Paweł Wojnarowski z Wydziału Wiertnictwa, Nafty i Gazu Akademii Górniczo-Hutniczej.
– Sytuacja opisana w raporcie odnosi się raczej do sytuacji, w której do Bałtyku wyciekłaby bardzo duża ilość ciężkiej ropy, a wydobywana w tej części Bałtyku ropa taka nie jest – dodaje prof. Wojnarowski.
Zastrzeżeń podobnych do tych ze strony Węgier nie artykułują nawet Szwedzi, którzy mają dostęp do Bałtyku i własne elektrownie jądrowe nad morzem. Na inny problem z sytuacją na Bałtyku zwraca uwagę Słowacja, która również nie ma dostępu do morza. Bratysława oczekuje, że strona polska uwzględni możliwe podniesienie się poziomu wody w Morzu Bałtyckim. Rekomendacja jest następująca: należy przedstawić prognozy dotyczące pracy elektrowni w razie podniesienia się wód Bałtyku i dołączyć je do raportu OOŚ.