Anna Moskwa dała zielone światło poprawce, o której miała nic nie wiedzieć do czwartkowego poranka. Jedna mała zmiana w przepisach eliminuje z rynku połowę projektów, na które liczyła branża wiatrowa
Czwartkowe łączone posiedzenie sejmowych komisji energii oraz samorządu pchnęło do przodu prace nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Zmiany w prawie mają odblokować inwestycje w nowe farmy wiatrowe.
Po odrzuceniu 7 projektów opozycyjnych we wtorek, dzisiaj komisje zdecydowały, że projekt wymaga kilku poprawek. Najważniejsza jest ta zgłoszona przez posła Jana Warzechę z Prawa i Sprawiedliwości. W pierwotnej, rządowej wersji projektu założono, że jeśli zezwoli na to plan miejscowy, wiatraki mogą powstawać w odległości nie mniejszej niż 500 metrów od zabudowań mieszkalnych. Warzecha zaproponował, by dystans ten zwiększyć do 700 metrów.
Przeczytaj też: PGE po raz drugi wygrywa w wyścigu o lokalizację dla nowej morskiej farmy
Po zgłoszeniu tej poprawki wybuchło zamieszanie, ponieważ posłowie i posłanki nie mieli jej na piśmie. Wymóg zachowania odległości 500 metrów w projekcie pojawia się wielokrotnie, więc ta jedna poprawka wpływa na całą treść dokumentu. W dodatku parlamentarzyści nie byli... w stanie rozczytać treści poprawki. To akurat nie przypadek. Wojciech Krzyczkowski z Polskiej Agencji Prasowej zamieścił na Twitterze zdjęcie zgłoszonego dokumentu.
Było 500 będzie 700 pic.twitter.com/LyFBsvXFwn
— Wojtek Krzyczkowski (@wkrzyczkowski66) January 26, 2023
Po krótkiej wymianie zdań (ministerka klimatu Anna Moskwa powiedziała tylko, że rząd „jest w stanie poprzeć tę poprawkę”) przegłosowano tę zmianę przy 33 głosach „za” i 25 „przeciw”.
Nie potwierdziły się natomiast nasze wcześniejsze ustalenia ws. wprowadzenia obligatoryjnego referendum lokalnego przy wydawaniu zgody na budowę wiatraków w gminie. Taką poprawkę złożył Robert Winnicki z Konfederacji, ale została odrzucona. Jednocześnie, jak przekonywała Anna Moskwa, uregulowanie takiego referendum w ustawie jest niepotrzebne, ponieważ w gminach już można organizować referenda przeciwko inwestycjom.
Zdaniem Janusza Gajowieckiego, szefa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej po tych zmianach projekt traci atrakcyjność. Jak mówił w trakcie komisji, w rządowym projekcie zakładano, że dzięki poluzowaniu przepisów powstaną wiatraki o łącznej mocy ok. 6 GW. Po zwiększeniu minimalnej odległości do 700 metrów nowych mocy będzie już o połowę mniej. Już po komisji PSEW opublikowało grafiki pokazujące, że zwiększenie limitu odległości w niektórych przypadkach zmniejszy moc zainstalowaną elektrowni wiatrowych nawet o 70 proc.
Poniżej jeden z przykładów. Przy limicie 500 metrów mogłoby powstać 13 turbin wiatrowych, a przy 700 m – zaledwie 4.
Przeczytaj też: Wiceminister klimatu podaje terminy dla morskich farm wiatrowych
Na pytania o to, jak zmiana w ustawie wpłynie na efektywność nowelizacji i ile terenów kraju będzie mogło zostać przeznaczone pod wiatraki, nie potrafili odpowiedzieć ani wnioskodawcy, ani Anna Moskwa. Pojawiały się różne wyliczenia, że na 7-12 proc. terytorium Polski będzie można stawiać turbiny wiatrowe. Zasada 10H, wprowadzona w 2016 roku tzw. ustawą antywiatrakową sprawia, że obecnie elektrowni wiatrowych nie można stawiać na ponad 99 proc. terenów w kraju.
Marek Suski wyjawił natomiast, że ministerka klimatu... nie wiedziała, co planuje klub PiS ws. tego projektu. – Pani minister nie wiedziała, że taką poprawkę zgłosimy. (...) Dowiedziała się dzisiaj – mówił przewodniczący komisji ds. energii, dodając, że decyzja w tej sprawie zapadła w środę wieczorem po debatach w klubie PiS. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że rządowy projekt, który po wielomiesięcznych opóźnieniach w końcu przejęło MKiŚ, miał dotychczas poparcie wielu organizacji z branży odnawialnych źródeł energii. Teraz raczej należy się spodziewać wycofywania tego poparcia.
Posłowie opozycji już sugerują, że zmiana odległości z 500 na 700 metrów, to efekt negocjacji wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Koalicjant PiS, Solidarna Polska, od miesięcy otwarcie deklarował, że sprzeciwi się temu projektowi. Bez głosów z partii Ziobry PiS nie ma większości w Sejmie. Według naszych informacji „wrzutka” była uzgodniona z Solidarną Polską, jako gwarant poparcia tej formacji dla projektu, od którego wejścia w życie zależy też część środków z KPO.
Projekt na razie trafił do II czytania na posiedzeniu Sejmu.