Partnerzy strategiczni
Orlen
Od alarmów do „nowej normalności”. Lada moment rekord ciepła z 2024 roku będzie przeszłością

Badacze nie mają wątpliwości: globalne ocieplenie jest już rozpędzone do tego stopnia, że jeszcze przed rokiem 2030 zostanie ustanowiony nowy rekord średniego wzrostu temperatur. A i to nie jest jedyny problem dla ludzkości

Z raportu „Global Annual to Decadal Climate Update” autorstwa Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) wyłania się na razie nie apokaliptyczny, ale co najmniej niepokojący obraz niedalekiej przyszłości. Jak wiadomo, rok 2024 był rekordowy pod względem wzrostu średniej temperatury na Ziemi – była wyższa o 1,6°C względem poziomów z okresu przedprzemysłowego. Przekroczyliśmy nawet granicę, którą w Porozumieniu paryskim zapisano jako względnie dopuszczalną, bo 1,5°C.

Nowa normalność, czyli 1,5°C cieplej

WMO wskazuje, że rok 2024 wcale nie będzie jednostkową anomalią, a tak ciepłe lata lada moment się powtórzą. Istnieje 80 proc. prawdopodobieństwo, że któreś z lat w okresie 2025–2029 będzie jeszcze cieplejsze.

W dodatku istnieje spora szansa – 70 proc. – że średnia temperatura przekroczy 1,5°C w ujęciu pięcioletnim. Jeszcze dwa lata temu prawdopodobieństwo, że tak się stanie, wynosiło 32 proc., a rok temu 47 proc. – wynika z prognoz WMO.

Przeczytaj też: KE trzyma się celu redukcji emisji na 2040 rok

Szacunki oznaczają, że w miarę „bezpieczny” poziom ocieplenia, czyli 1,5°C, to niemal codzienność. Przekroczenie tej granicy nie jest jeszcze katastrofalne. Jeżeli jednak na tym się nie skończy, a wzrost temperatury zacznie zbliżać się do 2°C, można zacząć kreślić katastroficzne scenariusze. Takie, w których fale upałów powracają co kilka lat (w Europie co pięć lat, a w krajach tropikalnych nawet co dwa lata).

Różnice między wzrostem temperatury z 1,5 do 2°C (względem poziomów sprzed epoki przemysłowej) oraz skutki tych zmian rozpisano w jednym z materiałów serwisu Nauka o klimacie.

Dwustopniowe ocieplenie zaczyna się urealniać

Światowa Organizacja Meteorologiczna po raz pierwszy w historii oszacowała też możliwość wystąpienia roku, w którym zostanie przekroczony próg 2°C. Jest niewielka, wynosi 1 proc., ale to ogromna zmiana. Nigdy wcześniej nie prognozowano czegoś podobnego. To, co kiedyś należało do sfery niemożliwego, właśnie zaczęło nabierać kształtów i to niebezpiecznych.

Każdy wzrost średniej temperatury, nawet ułamkowy, napędza ekstremalne zjawiska: intensywne deszcze i susze, topnienie pokryw lodowych i lodu, ocieplenia mórz i oceanów. Zatrzymanie tych zmian jest osiągalne głównie poprzez redukcję emisji gazów cieplarnianych, które utrudniają Ziemi „chłodzenie się”. Wyrzucane do atmosfery dwutlenek węgla czy metan pochłaniają promieniowanie podczerwone emitowane z powierzchni Ziemi i „zatrzymują je”, powodując akumulację ciepła.

Przeczytaj też: Zmiany klimatu a bezpieczeństwo Polski

W serwisie Polskiej Akademii Nauk opublikowano komentarz do tych prognoz. Jego autorem jest prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery, który stwierdza, że to „moment na działanie”, a nie „na apatię” czy „ucieczkę”.

– Konsekwencje przekroczenia progu 2°C są poważne. To nie jest problem przyszłości – to, że nie redukujemy emisji dzieje się teraz. Tyle, że świat polityki i gospodarki często zdaje się ignorować ten fakt. Co więcej, rośnie rola zorganizowanej dezinformacji. Zamiast tworzyć spójne strategie łagodzące i adaptacyjne, pogrążamy się w chaosie i retoryce strachu, na przykład o tym, że ochrona klimatu równa się życiu w worku pokutnym i jedzeniu robaków – zauważa prof. Malinowski.

Fot. Vicpeters, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies