Środowa decyzja to jedynie potwierdzenie tego, co wiadomo już od kilku dni. Wygląda na to, że rząd musi przebudować program jądrowy. Jego dotychczasowe założenia wydają się nieaktualne
– Dzisiaj, podczas posiedzenia Rady Ministrów, podjęliśmy decyzję o posadowieniu pierwszej elektrowni jądrowej na terytorium Rzeczypospolitej w miejscu, które jest do tego najbardziej przygotowane, w północnej Polsce – powiedział premier Mateusz Morawiecki, zapewniając też o tym, że Polska jest gotowa nawet do „trzeciego projektu jądrowego”.
– Nigdy wcześniej Polska nie była tak blisko projektu atomowego, jak jesteśmy dzisiaj – przekonywała ministerka klimatu i środowiska Anna Moskwa. Przypominała, że w 2026 roku miałaby ruszyć budowa pierwszego bloku jądrowego. Szefowa MKiŚ nie ujawniła, w jakim stopniu Westinghouse czy też USA włączą się w finansowanie programu atomowego. Zapewniła natomiast, że amerykańska spółka zamierza stworzyć w Polsce centrum technologiczne i centrum rozwoju zasobów ludzkich. Nie padły jednak konkrety w sprawie tych inwestycji.
Jak dotąd znany jest tylko projekt uchwały, którą przyjęła Rada Ministrów. Premier zakomunikował jedynie o jej przyjęciu, nie podając szczegółów. Jak czytam we wcześniejszym projekcie, rząd ma w uchwale wyrazić „akceptację dla raportu” sporządzonego na mocy polsko-amerykańskiej umowy międzyrządowej oraz potwierdzić, że wybiera technologię Westinghouse (reaktory AP1000) dla pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.
W dokumencie pojawia się też zapis, że Rada Ministrów „uznaje konieczność przyspieszenia przygotowania i realizacji budowy drugiej wielkoskalowej elektrowni jądrowej”. Co ważne, w projekcie zapisano, że druga elektrownia na razie nie doczeka się wskazania, z jakiej technologii skorzysta. Za nadzór nad elektrowniami odpowiadać mają minister właściwy ds. energii (w tej chwili to szefowa Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Anna Moskwa), a także spółka Polskie Elektrownie Jądrowe. Udział w przedsięwzięciu ma mieć także minister finansów, by zapewnić fundusze.
Nie można wykluczyć, że doczekamy się aktualizacji nie tylko PPEJ, ale i PEP2040 (Polityki energetycznej Polski do 2040 roku), gdyż aktualne działania rządu nie wpisują się w założenia przyjęte zaledwie dwa lata temu, w 2020 roku. Nie wiadomo, ile i w jakich technologiach miałoby powstać elektrowni jądrowych.
Sasin i Morawiecki mówili w ostatnich dniach m.in., że zamiast sześciu bloków w dwóch lokalizacjach (po trzy w każdej) mogłoby powstać sześć bloków, ale w trzech miejscach. Premier powtórzył to na środowej konferencji, mówiąc o trzecim projekcie. Zupełnie inaczej przedstawiała to w trakcie tej samej konferencji Anna Moskwa. Z jej wypowiedzi wynika, że rząd chce w dwóch lokalizacjach postawić sześć bloków (po trzy w każdej), czyli działać tak, jak zakładano od miesięcy.
Przeczytaj też: Z tego reaktora skorzysta Polska w programie jądrowym
O tym, że rząd przyjmie uchwałę ws. atomu, było wiadomo od 28 października. Zapowiedział to na Twitterze premier Mateusz Morawiecki, potwierdzając wtedy doniesienia zza Atlantyku. Sytuacja była niecodzienna, ponieważ o tym, że Polska wybiera Westinghouse, poinformowała jako pierwsza sekretarz energii USA Jennifer Granholm. Dopiero później zrobił to szef polskiego rządu.
Trudno na ten moment przewidywać, co dalej z polskim programem jądrowym, z kilku powodów. Do końca października wszystko wydawało się jasne: rządzący trzymają się założeń z PPEJ (Programu polskiej energetyki jądrowej) i wybiorą technologię dla dwóch lokalizacji, w których wybudowane zostaną maksymalnie po trzy bloki. Jako pierwszą, preferowaną lokalizację wskazano gminę Choczewo (Lubiatowo-Kopalino), z kolei druga miała zostać wybrana z „listy rezerwowej”, na której znalazły się Pątnów i Bełchatów.
Wszystko do góry nogami wywróciły ostatnie tygodnie, ponieważ nieoczekiwanie do gry o atom wróciła Korea Południowa. 31 października w obecności przedstawicieli rządu z Seulu, wicepremier Jacek Sasin, szefowie Polskiej Grupe Energetycznej i Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin podpisali list intencyjny w sprawie rozwoju elektrowni jądrowej razem z KHNP. Siłownia miałaby powstać na terenach Elektrowni Pątnów (ZE PAK), ale nie ma odpowiednich dokumentów, które by to sankcjonowały. Nawet gmina Choczewo nadal oficjalnie jest „preferowaną lokalizacją”, a nie pewnikiem – nie ma decyzji środowiskowych.
Przeczytaj też: Wybraliśmy technologię dla atomu i co dalej?
Wygląda na to, że będą w kraju dwa programy jądrowe: „rządowy”, nad którym czuwać będą spółka Polskie Elektrownie Jądrowe i resort klimatu oraz „biznesowy”, w który rząd również się zaangażuje, ale w mniejszym stopniu. Wiodącą rolę pełnić będzie podmiot prywatny, ZE PAK. Mniejszościowy udział objąć ma spółka Skarbu Państwa – PGE. O tym, że do takiej sytuacji dojdzie, pisaliśmy już w tekście Nie jeden, a dwa programy jądrowe. Najbliższe dni sporo namieszają w polskim atomie. Dotychczas nie doprecyzowano również, jak sfinansować te przedsięwzięcia.
Fot. Krystian Maj / KPRM