Branża przestrzegała, że wprowadzenie net-billingu wpłynie negatywnie na zainteresowanie fotowoltaiką. Najnowsze dane o rynku wskazują, że krytycy zmian mieli trochę racji, ale na ostateczne wnioski trzeba poczekać
O zmianach dla właścicieli fotowoltaiki pisaliśmy w green-news.pl pod koniec marca, zanim zaczęły obowiązywać nowe przepisy ustawy o OZE. Już wtedy przestrzegano, że net-billing może zrazić potencjalnych prosumentów. Nie pomaga też zawiły harmonogram wdrażania nowego systemu rozliczeń. Zacznie on obowiązywać de facto dopiero od 1 lipca.
To dodatkowy kłopot, bo nie ma nawet jak ocenić systemu net-billingu, w którym będą się rozliczać prosumenci. Zasady starego systemu były dosyć proste: za każdą wprowadzoną do sieci kilowatogodzinę energii prosument odzyskiwał później 0,8 kWh. W net-billingu prosument będzie sprzedawał i odkupował energię elektryczną po średnich cenach z Towarowej Giełdy Energii, najpierw miesięcznych, potem godzinowych.
Przeczytaj też: PGE inwestuje w fotowoltaikę. Siedem nowych farm słonecznych
Kluczowy w tej układance jest inny termin – wszystkie instalacje PV (fotowoltaiczne), które uzyskały zgody na przyłączenie od operatora przed 31 marca, są rozliczane w poprzednim systemie, net-meteringu. To sprawia, że nawet po tym terminie nowe instalacje działają w starym systemie. W efekcie dane za rok 2022 o przyłączeniach są nie do końca miarodajne.
Polskie Towarzystwo Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) w swoich comiesięcznych raportach podaje szacunki dotyczące liczby nowych przyłączeń. Wynika z nich, że I kwartał 2022 roku był rekordowy (ponad 152 tys. przyłączonych mikroinstalacji). Jednak jest spora rozbieżność między marcem a kwietniem. W marcu przyłączono prawie 75 tys. instalacji, gdy w kwietniu ta liczba spadła do 60 tys. nowych.
Przeczytaj też: IKEA buduje farmę fotowoltaiczną w Lubuskiem
To nie zwiastuje jeszcze gwałtownego spadku zainteresowania fotowoltaiką, ale może zapalić branży pomarańczowe światło. Nie można wykluczyć, że tyle przyłączeń akurat w tych terminach to efekt strachu przed net-meteringiem i chęć zainstalowania fotowoltaiki jeszcze przed 31 marca. Jak doniósł „Parkiet”, spada też liczba wniosków o przyłączenie do sieci. PGE Dystrybucja w marcu tego roku miała ich 50 tys., a w kwietniu zaledwie 3 tys. Podobnie jest w przypadku innych operatorów.
Wszystkie te czynniki szybko przełożyły się na kondycję branży fotowoltaicznej w kraju. Przybywa sygnałów, że nawet najwięksi sprzedawcy PV odchudzają organizacje, zwalniają monterów i monitorują, czy biznes będzie dalej opłacalny.
Krytycy net-billingu, którzy przed wejściem zmian w życie snuli katastroficzne wizje, mają więc powód do gorzkiej satysfakcji. Schłodzenie rynku, przed którym ostrzegali, na naszych oczach staje się faktem.
Niewykluczone, że po „złotej dekadzie fotowoltaiki”, jak lata 2011-2021 nazwał Instytut Energetyki Odnawialnej, dla branży nadchodzą chude lata. Oczywiście chodzi o tę część rynku, która swój biznes oparła głównie o mikroinstalacje, bo duże farmy słoneczne nadal są rozwijane. Inwestuje w nie zwłaszcza przemysł, który szuka czystszej i tańszej energii.
Sytuacja może się też odwrócić w drugiej połowie roku, gdy pierwsi prosumenci zaczną rozliczać się w net-billingu i dokładniej poznamy zalety i wady systemu, co pozwoli lepiej dopasować oferty sprzedawców czy oszacować czas zwrotu inwestycji.