Zmian w porównaniu z pierwotnym projektem nie ma wiele. W sprawie nowych farm wiatrowych najwięcej do powiedzenia będą miały gminy
Przybywa sygnałów, że po latach oczekiwań wreszcie zliberalizowane zostaną przepisy blokujące rozwój farm wiatrowych. Za spowolnienie w inwestycjach odpowiada tzw. „zasada 10H”. Nowelizacja ustawy antywiatrakowej lada moment trafi do rozpatrzenia przez Komitet Stały Rady Ministrów. Do wejścia przepisów w życie droga jeszcze daleka, bo dokument musi przejść przez parlament, ale kolejne kroki zostały poczynione.
Nowelizacja leżała ponad rok w Ministerstwie Rozwoju. Obecnie, odkurzona przez MKiŚ, ma w końcu uwolnić moc polskich wiatraków na lądzie. Jak wynika z projektu ustawy, który widziała redakcja green-news.pl, w noweli, w porównaniu z pierwotną wersją projektu, zaszło kilka kosmetycznych zmian.
Przeczytaj też: Apel do premiera i prezesa PiS ws. wiatraków
Przez to, że w mocy pozostaje „zasada 10H”, wiatraki nadal nie mogą powstawać w odległości od zabudowań mniejszej niż 10-krotność ich całkowitej wysokości. W praktyce dystans musi wynosić co najmniej dwa kilometry. Na 99 proc. terytorium Polski nie da się znaleźć takich warunków.
Jednak przygotowanym przez rząd przepisom wprowadzony zostanie wyjątek od tej zasady: turbiny będą mogły być w mniejszej odległości od zabudowań, jeżeli plan miejscowy na to zezwoli. Warunek jest taki, że minimalna odległość od zabudowań nie może być mniejsza niż 500 metrów. Oznacza to, że najwięcej do powiedzenia w kwestii lokalizacji wiatraków na lądzie będą miały gminy. Takie rozwiązanie zapowiadali zresztą przedstawiciele Ministerstwa Klimatu, w tym wiceminister Ireneusz Zyska, pełnomocnik ds. OZE. Utrzymano tym samym założenia z pierwotnej wersji nowelizacji, na której bazowano.
To rozwiązanie znajdzie na pewno krytyków, bo nie liberalizuje całkowicie przepisów, ale wspomniane 500 metrów to dobry kierunek. W Unii Europejskiej to najczęściej występująca odległość dla turbin, poniżej zestawienie think tanku Ember w tej sprawie:
Nie można jednak wykluczyć, że to próba pożenienia wody z ogniem. W Prawie i Sprawiedliwości jest spore lobby antywiatrakowe, a partia obiecywała przecież ukrócenie rozwoju elektrowni wiatrowych na lądzie. Obietnicę zresztą spełniła w 2016 roku. Teraz resort klimatu może na etapie prac w Sejmie dowodzić, że ostatecznie energetyka wiatrowa została zblokowana, ale wszystko zależy od gmin. Rządzący dostali w ostatnich miesiącach szereg argumentów za uwolnieniem energetyki wiatrowej, m.in. za sprawą rosnących cen uprawnień do emisji CO2. Także przemysł czeka na liberalizację przepisów dla turbin – polskie przedsiębiorstwa szukają alternatyw dla drogiego prądu i chcą inwestować we własne źródła wytwórcze. Nigdy wcześniej również OZE nie były tak ważnym atutem w walce o uniezależnienie się Polski od zakupu paliw, szczególnie węgla z Rosji.
Nowa ustawa doprecyzowuje też zasady dla gmin, ponieważ nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której turbina powstaje blisko granicy między dwiema gminami. W takich wypadkach jedna i druga jednostka samorządu są zobowiązane do sporządzenia planu miejscowego, uwzględniającego możliwą budowę turbiny. Rozpisano też szerzej obowiązki operatora farmy wiatrowej.
Przeczytaj też: Gdyby nie farmy wiatrowe, prąd w Polsce byłby jeszcze droższy
Sporo miejsca w nowelizacji poświęcono również zasadom lokalizacji sieci elektroenergetycznych najwyższych napięć, które powstaną lub już istnieją w sąsiedztwie elektrowni wiatrowych. Turbiny będą musiały powstawać przy sieciach wysokiego napięcia w odległości wynoszącej trzykrotność lub więcej maksymalnej średnicy wirnika wraz z łopatami albo dwukrotności całkowitej maksymalnej wysokości wiatraka. W tym wypadku decydować będzie to, która z tych wartości będzie większa. Od tej zasady mają być jednak wyjątki, które będą rozpatrywane indywidualnie.
Z naszych informacji wynika, że projektem jeszcze w tym tygodniu zajmie się Stały Komitet Rady Ministrów. Jak dotąd jego treść nie pojawiła się na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Niewykluczone, że jeszcze na etapie prac w rządzie zajdą w nim zmiany.
Łączna moc zainstalowana farm wiatrowych w Polsce wyniosła na koniec I kwartału 2022 roku ponad 7,2 GW. Nie jest to zły wynik, ale mogłoby być o wiele lepiej, gdyby nie wspomniana ustawa odległościowa. W 2015 roku moc wiatraków była na poziomie 5 GW, więc w kilka lat przybyło zaledwie 2 GW nowych mocy. Inaczej wyglądał rozwój innego odnawialnego źródła energii, czyli fotowoltaiki. W 2011 roku w całym kraju panele miały moc około 1 MW, a teraz to ponad 10 GW.