– Do sieci trafia więcej energii z wiatru i słońca niż kiedykolwiek wcześniej – ocenia Dave Jones, szef Ember
W 2021 roku ponad 10 proc. wyprodukowanej na świecie energii pochodziło ze słońca (3,7 proc.) i wiatru (6,6 proc.) – wynika z najnowszego raportu think tanku Ember. To dwa razy więcej niż w 2015, gdy podpisywano Porozumienie paryskie. Wtedy udział fotowoltaiki i energetyki wiatrowej w światowym miksie wynosił zaledwie 4,6 proc.
Obecnie państw świata, które z wiatru i słońca pokrywają 10 proc. lub więcej swojego zapotrzebowania na energię, jest równo 50. To o siedem więcej niż jeszcze w 2020 roku.
W ubiegłym roku po raz pierwszy w tym gronie znalazły się m.in. Chiny i Japonia. Wcześniej podobny cel zrealizowały USA, Wielka Brytania czy Niemcy. Na pierwszym miejscu jest Dania, która ponad połowę prądu generuje z wiatru i słońca. Za nią na podium znalazły się Urugwaj – 47 proc. i Luksemburg – 43 proc.
Przeczytaj też: „Teraz albo nigdy”. Raport IPCC nie napawa optymizmem
W zestawieniu nie zabrakło Polski i na pierwszy rzut oka nie ma się czego wstydzić. Nasz jest jednym z 50 państw, które co najmniej 10 proc. energii pozyskują z wiatru i słońca (dokładnie odsetek ten wynosi 11 proc.). Mamy jednak dużą przestrzeń do poprawy. Na przykład Hiszpania jest w tej samej grupie co Polska, a czerpie z OZE trzy razy więcej energii. W przypadku naszego kraju największą nadzieją na zwiększanie udziału zielonych źródeł w energetyce są morskie farmy wiatrowe.
O wiele gorzej przebiega transformacja energetyczna w Afryce i na Bliskim Wschodzie, a niektóre państwa, jak Arabia Saudyjska czy Nigeria, nie przekroczyły nawet 0,5 proc. udziału energii z farm wiatrowych (FW) i fotowoltaiki (PV).
Przeczytaj też: Zawiało i jest! Nowy rekord OZE w Polsce
W raporcie Ember jest jeszcze jeden ciekawy wątek. Mimo że w ubiegłym roku rosła produkcja zielonej energii, to rekordowe było również zużycie węgla. Wyprodukowano z niego jedną trzecią energii na świecie. Oznaczało to odwrócenie spadkowego trendu, z jakim mieliśmy do czynienia od 2018 roku. Wiele wskazuje jednak na to, że jest to chwilowa sytuacja, związana m.in. ze zwiększonym zapotrzebowaniem gospodarek na energię, zwłaszcza w trakcie wychodzenia z kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa.
Ubiegły rok nie sprzyjał OZE również pod względem warunków pogodowych. Jak opisywaliśmy na green-news.pl, farmy wiatrowe pracowały mniej efektywnie. Widać to dobrze na przykładzie niemieckiej energetyki, która w ubiegłym roku z wiatru miała 13,3 proc. mniej energii niż w roku 2020. Energia z farm wiatrowych musiała być więc zastępowana np. tą z węgla.
– Choć węgiel osiągnął kolejny rekordowy poziom (udziału w generacji – red.), to są wyraźne oznaki, że transformacja energetyczna w skali globalnej postępuje. Do sieci trafia więcej energii z wiatru i słońca niż kiedykolwiek. I nie dzieje się to tylko w kilku krajach, ale na całym świecie – podsumował wnioski z raportu Dave Jones, szef think-tanku Ember.