Brak śniegu będzie oznaczał szereg problemów: od drogiej żywności, po inwazję komarów
W kalendarzu wiosna, ale za oknami w wielu miejscach kraju wciąż zimowa aura. W tym sezonie w końcu, pierwszy raz od lat, przydały się szufle do odśnieżania, pługi oraz sanki. Jedni się z tego cieszą, inni narzekają i liczą na szybką zmianę pogody. W Polsce nie brakuje nawet osób uważających, że ocieplenie klimatu będzie dla nas korzystne: zrobi się po prostu cieplej i ładniej. Niestety to błędny i bardzo szkodliwy pogląd. Przypomina o tym raport przygotowany przez Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy. Wynika z niego, że śnieg będziemy widywać coraz rzadziej. Zdecydowanie nie jest to jednak powód do radości.
Przeczytaj też: Zabawki Fisher-Price w ekologicznej odsłonie
Zakończona niedawno zima wyróżniała się na tle kilku wcześniejszych. Opady śniegu były duże, a za sprawą niskich temperatur warstwa białego puchu utrzymywała się długo. Krytycy teorii globalnego ocieplenia i zmian klimatycznych szydzili nawet, że fani białego szaleństwa od lat marzyli o takiej „katastrofie”. Nie zauważali przy tym właśnie tych kilku ostatnich lat. Instytut w raporcie powołuje się na pomiary z kilku dekad. Wynika z nich m.in., że w latach 1952–1990 grubość pokrywy śnieżnej wynosiła w Polsce średnio od 2,5 do 12,9 cm. Jednak w latach 1991-2013 było to już od 1,7 do 9,7 cm. Wyjątek stanowiły obszary górskie.
Grubość pokrywy śnieżnej zmalała, a jednocześnie skrócił się czas jej zalegania: w latach 1952 – 1990 wynosił on średnio 49 dni, a w okresie 1991–2012 – 44 dni. W 2020 roku temperatura w lutym była wyższa niż norma w okresie 1971–2000: w Sandomierzu o 5,4°C, a w Suwałkach, Wrocławiu, Raciborzu i Kłodzku o 5,1°C. Na wielu stacjach IMGW nie zanotowano wystąpienia pokrywy śnieżnej albo wystąpiła ona jedynie w pojedynczych dniach. Zmiany mogą się wydawać niewielkie lub błahe, ale zdecydowanie mają one wpływ na przyrodę.
Przeczytaj też: Ten model maseczki można zakopać. Coś z niej wyrośnie
Topniejąca pokrywa śnieżna zasila wody podziemne i ma duży wpływ na ogólne zasoby wodne. Jeśli śniegu brakuje, stan wody w rzekach jest niski. W efekcie nastaje susza, która długo się utrzymuje i poważnie osłabia przyrodę oraz uderza w gospodarkę. Rosną koszty upraw, które trzeba nawadniać, a plony są ograniczone, przez co ich ceny rosną. Taka sytuacja sprzyja też ekspansji niektórych gatunków roślin czy owadów. Mogą one zagrażać różnorodności biologicznej naszego ekosystemu i przyczyniać się np. do przenoszenia chorób – im łagodniejsza zima, tym więcej komarów i kleszczy.
Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy w ramach projektu Klimada 2.0 opracował prognozy klimatyczne dla Polski do 2100 roku. Obejmują one między innymi temperaturę powietrza oraz sumę opadów. W opracowaniach przyjęto dwa scenariusze: RCP4.5 oraz RCP8.5. Ten pierwszy zakłada, że uda nam się zmniejszyć poziom emisji gazów cieplarnianych do tego stopnia, aby w 2100 roku poziom koncentracji CO2 nie przekraczał 540 ppm (w 2020 roku wskaźnik ten wynosił 410 ppm). Założenia tej prognozy są szansą na spowolnienie postępujących zmian klimatu.
Przeczytaj też: Czy wiesz, jak ugasić płonący samochód elektryczny?
Wariant RCP8.5 jest mniej optymistyczny i zakłada utrzymanie aktualnego tempa wzrostu emisji gazów cieplarnianych oraz osiągnięcie w 2100 roku koncentracji CO2 na poziomie 940 ppm. Ta ścieżka może się okazać zgubna dla całego środowiska naturalnego, w tym oczywiście dla nas. Ten scenariusz przewiduje wzrost średniej temperatury w Polsce dla stycznia na przestrzeni lat 2021–2030 o 1,2°C, a w okresie 2081-2090 o 2,7°C. Łącznie daje to wzrost o 3,9°C. W bardziej optymistycznym scenariuszu RCP4.5 wzrost może wynieść 2,2°C. Przywidywania, że Polska nie będzie w Europie wyjątkiem i zmiany dotkną też pozostałe kraje Starego Kontynentu, są kiepskim pocieszeniem i usprawiedliwieniem.