To trzeci po BP i Repsol koncern paliwowy, który podejmuje wyzwanie co do redukcji emisji CO2
Koncern paliwowy Shell poinformował niedawno, że zamierza osiągnąć neutralność węglową, czyli zerowy poziom emisji netto. Oznacza to, że wyemitowany przez firmę dwutlenek węgla, a więc CO2, będzie w całości „kasowany” – m.in. przez pochłanianie czy wychwytywanie. Wcześniej podobny cel zapowiedziały dwie inne korporacje z tej branży: BP oraz hiszpański Repsol. W jaki sposób ze swoich deklaracji zamierza się wywiązać brytyjsko-holenderski koncern petrochemiczny?
Przeczytaj też: Oto lista 20 głównych winnych kryzysu klimatycznego
Shell zadeklarował przede wszystkim dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej na etapie produkcji. Ten cel najłatwiej osiągnąć, ponieważ korporacja ma kontrolę nad technologiami wydobywczymi i łańcuchem dostaw i przez kolejne dekady może je „zazieleniać”. Niedawno w serwisie green-news.pl pisaliśmy m.in., że norweski koncern Equinor zamierza zbudować morską pływającą farmę wiatrową o mocy 88 MW. Pozyskana z niej energia będzie zużywana do wydobycia ropy i gazu przez platformy Equinora.
Na podobne ruchy będzie się pewnie decydował Shell. Zresztą, już to robi. Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że firma planuje uruchomić w stanie Queensland w Australii farmę fotowoltaiczną o mocy 120 MW. Ma ona równoważyć „brudną” stronę interesów korporacji. Jeżeli takich inwestycji będzie przybywać, to w ciągu 30 lat koncernowi zapewne uda się prowadzić działalność wyłącznie w oparciu o energię odnawialną.
Przeczytaj też: Francuski gigant paliwowy Total wkracza na zieloną ścieżkę?
Problem pojawia się, gdy mowa o emisji z tego, że Shell i inne firmy paliwowe wprwadzają na rynek ropę i gaz. Aby ograniczać swój negatywny wpływ na środowisko, koncerny muszą zwiększać sprzedaż zielonej energii. I Shell zwraca na to uwagę w swoim komunikacie. Mówi nie tylko o OZE, ale też biopaliwach oraz wodorze. Na tym polu deklaracje są już jednak mniej ambitne: firma chce zredukować emisje wynikające z wykorzystywania jego produktów o 30 proc. do roku 2035. Celem na rok 2050 jest redukcja o 65 proc.
Shell stwierdza w swoim komunikacie, że ludzie w przyszłości wciąż będą potrzebowali paliw. Będzie je więc dostarczał, mimo że źle wpływają na klimat i środowisko. Jednocześnie jednak firma liczy na to, że konsumenci pomogą jej osiągnąć cele klimatyczne podejmując inne działania proekologiczne. Ciekawe podejście. Zwłaszcza, że zasięg tego działania ma być szeroki – Shell chce w to włączyć nie tylko kierowców, ale też firmy, rządy oraz instytucje.
Przeczytaj też: Pomysł na przyszłość węgla brunatnego: produkcja wodoru
Wszystko to brzmi bardzo obiecująco. Szkoda tylko, że koncerny paliwowe zabierają się za poważne zmiany tak późno. Wcześniej przez dekady przekonywały, że nic złego się nie dzieje. Pozostaje mieć nadzieję, że ambicje i chęci nie wyczerpią się szybciej niż złoża.