Opinia menedżerki koncernu pokazuje, dlaczego presja konsumentów nie tylko ma sens, ale jest wręcz konieczna, żeby cokolwiek się zmieniło
Coca-Cola jest największym na świecie producentem plastiku. Co roku wprowadza go na rynek w ilości aż 3 mln ton – to odpowiednik 200 tys. butelek PET na minutę. Z tego powodu koncern regularnie grillowany jest w ogniu krytyki.
Co prawda ogłosił w 2018 roku plan zmniejszania zgubnego wpływu na środowisko, zgodnie z którym do 2030 r. chce zbierać, poddawać recyklingowi i ponownie wykorzystywać wszystkie swoje opakowania. Prowadzi działania wizerunkowe, takie jak na przykład fundowanie automatów do zbiórki butelek.
Przeczytaj też: Coca-Cola rezygnuje z jednego plastikowego elementu
Nie zamierza jednak z plastikowych butelek rezygnować i to z bardzo prozaicznego powodu.
– Konsumenci je lubią, bo można je wielokrotnie zakręcać i są lekkie – powiedziała w rozmowie z BBC Bea Perez, odpowiadająca w Coca-Coli za zrównoważony rozwój. Zaznaczyła, że ze względów biznesowych inne rozwiązania na dzisiaj nie są możliwe, a przestawienie się na pojemniki szklane i aluminiowe (które można w 100 proc. recyklingować), zwiększyłoby ślad węglowy koncernu.
Można powiedzieć – jest rynek, jest podaż. Tak długo, jak konsumenci będą kupować i pić Coca-Colę, mimo dość powszechnej świadomości, że napój w ogóle nie jest zdrowy, a do tego nakręca problem z zalewającymi świat plastikowymi śmieciami, tak długo producenci nie mają żadnego motywu, by zmieniać sposób działania.
Świadomość konsumentów rośnie, jednak wydaje się, że wciąż na zbyt małą skalę. Jedyne, co może zmienić dotychczasowy stan rzeczy, to przepisy zakazujące np. sprzedaży produktów w jednorazowych opakowaniach z plastiku.