110 osób zginęło na norweskich drogach w 2019 roku. W tym samym czasie w Polsce liczba ofiar sięgnęła 2900
Media w różnych krajach zwróciły ostatnio uwagę na Oslo. Wszystko za sprawą komunikatu z norweskiej stolicy: w 2019 roku liczba pieszych i rowerzystów, którzy zginęli w wyniku wypadków drogowych wyniosła… zero. I nie było to zrządzenie losu – Norwegowie od dawna starali się nie tylko poprawić bezpieczeństwo na drogach, ale też zredukować poziom zanieczyszczenia powietrza w mieście i negatywny wpływ stolicy na klimat.
Wizja Zero to cel, jaki lata temu postawili sobie mieszkańcy i decydenci Oslo, ale też całej Norwegii. Chodziło o to, by w kolejnych dekadach redukować liczbę ofiar wypadków drogowych. I z danych wyraźnie wynika, że mieszkańcom tego kraju Północy udaje się to realizować. W Oslo w ubiegłym roku zginął tylko jeden kierowca, w całym kraju śmierć na drogach poniosło 110 osób. Dla porównania w Polsce w roku 2018 zginęło ponad 800 pieszych, a blisko 7 tys. zostało rannych.
Przeczytaj też: Bezpłatny transport publiczny w jednym z państw UE
Znacznie gorzej sprawa wygląda, gdy weźmie się pod uwagę wszystkie ofiary wypadków – w ubiegłym roku na naszych drogach zginęło około 2900 osób. Należy oczywiście pamiętać, że Oslo jest mniejsze od Warszawy, a populacja naszego kraju siedmiokrotnie przewyższa liczbę obywateli Norwegii, ale zestawienie tych danych i tak stawia nas w bardzo niekorzystnym świetle. Zresztą, kiepsko wypadamy nie tylko na tle Norwegów – nasze drogi należą do najbardziej niebezpiecznych w całej Unii Europejskiej.
Sukces norweskiej wizji Zero nie wziął się z powietrza. W Oslo zaczęto wprowadzać zmiany w infrastrukturze, stawiać na rozwój komunikacji miejskiej – zarówno tej zmotoryzowanej, jak i opartej na jednośladach. Centrum miasta stopniowo uwalniano od samochodów i ograniczano ich prędkość, budowano ścieżki dla rowerów oraz chodniki, jednocześnie likwidowano parkingi. Celem nie była jedynie poprawa bezpieczeństwa na drogach: Oslo chciało ograniczyć problem zanieczyszczonego powietrza oraz emisji dwutlenku węgla przez samochody.
Przeczytaj też: Popularność SUV-ów drugą przyczyną wzrostu emisji CO2
Realizując spójną, przemyślaną strategię, udało się osiągnąć kilka korzyści. Należy przy tym podkreślić, że te działania rozłożono na lata, zostały one solidnie zaplanowane, a sukces stał się możliwy za sprawą współpracy mieszkańców, władz i różnego typu instytucji. Tymczasem w Polsce o zmianach tego typu mówi się zazwyczaj po wypadku samochodowym, o którym robi się głośno w mediach. Kilka miesięcy temu obserwowaliśmy to po raz kolejny: śmierć pieszego na pasach w Warszawie sprawiła, że politycy prześcigali się w pomysłach na poprawę sytuacji, premier Mateusz Morawiecki podjął nawet ten wątek w listopadowym exposé.
Problem polega na tym, że temat znika wraz ze społecznym oburzeniem po tragedii. O pieszych czy rowerzystach zapomina się na kolejne miesiące, nie pojawia się na horyzoncie odpowiednik wizji Zero. Bywa wręcz, że dzieje się coś odwrotnego: jesienią w Sejmie powstał Parlamentarny Zespół ds. Obrony Praw Kierowców. Zasiadający w nim posłowie Konfederacji przekonują, że to kierowcy są w naszym kraju grupą dyskryminowaną, a ulżyć można im np. podniesieniem prędkości dozwolonej w obszarze zabudowanym. W ten sposób nieprędko będziemy drugą Norwegią i to nie tylko, gdy chodzi o bezpieczeństwo na drogach.