Po blisko 1,5 roku od zmiany władzy projekt ustawy wiatrakowej trafia do Sejmu. Kończy to etap prac rządowych, które dłużyły się miesiącami, ale przyszłość przepisów znoszących zasadę 10H wcale nie jawi się w kolorowych barwach
Zgodnie z zapowiedziami z wtorku rząd przyjął projekt tzw. ustawy wiatrakowej (nazywanej też odległościową) w trybie obiegowym. Przepisy przedłożone przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska otrzymały wstępną zgodę (zostały przyjęte „kierunkowo”) 18 marca, ale jak wówczas argumentowano, członkowie Rady Ministrów chcieli otrzymać czas na zapoznanie się z uwagami m.in. Prokuratorii Generalnej.
Najważniejsze zmiany to:
Więcej o historii projektu i zmianach, które wprowadzi, przeczytasz w tekście podsumowującym losy tej inicjatywy.
Dla energetyki wiatrowej w Polsce to przełom, podobnie dla projektu. Przyjęcie go przez rząd oznacza, że do prac nad nim może przystąpić Sejm. Jak wskazywano, ma to nastąpić szybko, bo projekt miałby znaleźć się w parlamencie jeszcze przed kolejnym posiedzeniem zaplanowanym na 2-4 kwietnia.
Przeczytaj też: Jedna piąta energii elektrycznej w Europie pochodziz wiatraków
Jak pisałem na początku 2025 roku, inne resorty wielokrotnie próbowały modyfikować propozycje przedstawione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, co spowodowało przedłużenie prac nad projektem. Odpowiedzialny za przepisy wiceminister Miłosz Motyka i szefowa MKiŚ Paulina Hennig-Kloska stale powtarzali, że lada moment uda się doprowadzić do pomyślnego zakończenia prac na etapie rządowym. Oficjalnie nastąpiło to 21 marca 2025 r., choć projekt zaprezentowano po raz pierwszy we wrześniu 2024 r.
Chociaż poluzowanie przepisów dla turbin wiatrakowych znalazło się wśród „100 konkretów” – listy zobowiązań Koalicji Obywatelskiej zaprezentowanej w trakcie kampanii wyborczej – to długo trwało, zanim przybliżono się do realizacji tej obietnicy. Pierwsze podejście do liberalizacji przepisów, jeszcze przed utworzeniem rządu Donalda Tuska, zakończyło się katastrofą i poselski projekt wycofano.
Teraz najważniejsze pytanie w kontekście projektu brzmi: Czy jest sens pracować nad nim akurat w tym momencie?
W przeszłości argumentowano, że zmiany w ustawie wiatrakowej mogą wzburzyć społeczeństwo i dlatego nie poruszano tej sprawy przed wyborami samorządowymi w 2024 r. Przekazanie projektu do Sejmu na dwa miesiące przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi budziło podobne obiekcje, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej.
W nieoficjalnych rozmowach słyszałem, że otoczenie KO realnie obawia się, że przeciwnicy (PiS i Konfederacja) wykorzystają ustawę do uderzenia w kandydata tego środowiska, czyli Rafała Trzaskowskiego.
Przeczytaj też: Co z rozwojem polskiego offshore wind?
To, że Rada Ministrów przyjęła projekt, jeszcze niczego nie przesądza. Dopiero to, jak zostanie on potraktowany w Sejmie, pokaże jakie są intencje koalicji rządzącej. Na razie za to Ministerstwo Klimatu i Środowiska może odetchnąć, ponieważ ma problem z głowy.
Teraz za tempo prac odpowiadają Sejm, a później Senat. Warto też pamiętać, że uwagi do projektu zgłaszały wyłącznie resorty związane z KO i PSL. Posłowie i posłanki tych formacji mogą ponownie blokować go na poziomie parlamentarnym.
I najważniejsze: nie jest pewne, czy prezydent Andrzej Duda podpisałby ustawę, która zezwoli na wznoszenie wiatraków bliżej zabudowań. Narażanie ustawy na prezydenckie weto albo np. skierowanie jej w trybie kontroli następczej do Trybunału Konstytucyjnego może sprawić, że spalą na panewce wszystkie starania MKiŚ z ostatnich miesięcy.
Na zdjęciu Paulina Hennig-Kloska / fot. Paulina Hennig-Kloska/@hennigkloska; X/Twitter