Dawno nie zdarzyło się tak, że rząd zapoznał się z projektem, ogłosił, że go popiera, ale go nie przyjął. Tak stało się z projektem nowelizacji tzw. ustawy wiatrakowej 18 marca. Jak zapewnił wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, choć zielonego światła jeszcze nie ma, to na pewno projekt je formalnie otrzyma
We wtorek 18 marca Rada Ministrów zajęła się projektem nowelizacji tzw. ustawy wiatrakowej. Jak poinformował wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, rząd zapoznał się na posiedzeniu z projektem i „kierunkowo go przyjął”. Problem polega na tym, że nie został formalnie zatwierdzony. Ma to nastąpić w trybie obiegowym (do piątku 21 marca), gdy ministrowie zapoznają się z dodatkowymi informacjami, które się pojawiły. Kosiniak-Kamysz wskazał, że wpływ na taką decyzję miały uwagi m.in. Prokuratorii Generalnej. Nie ujawnił jednak, jakie.
Harmonogram dla projektu jest więc po wtorku następujacy: Rada Ministrów zapozna się z uwagami, a później w trybie obiegowym zostanie on przyjęty i niezwłocznie wysłany do Sejmu. Wicepremier zapewnił, że trafi do parlamentu jeszcze przed kolejnym posiedzeniem, czyli tym zaplanowanym na 2-4 kwietnia.
Jeszcze przed posiedzeniem Rady Ministrów pojawiły się obawy, czy projekt zostanie przyjęty. Wszystko dlatego, że w ostatniej chwili uwagi zgłosiło Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Tym razem (to nie pierwszy przypadek, gdy MRiT domagało się modyfikacji) resort zasugerował, że niezbędne jest doprecyzowanie przepisów w przypadku, gdy wojewoda wydaje zgodę na budowę drogi krajowej i konieczna może być rozbiórka turbiny.
Najważniejsza zmiana z projektu nowelizacji jest następująca: turbiny wiatrowe będą mogły powstawać w odległości co najmniej 500 metrów od zabudowań. Obecnie, po spełnieniu szeregu warunków, może to być 700 metrów, a zasada 10H wciąż obowiązuje.
Przeczytaj też: Co z rozwojem wiatraków na Bałtyku?
Przewidziano pewne rozróżnienia. Na przykład: wiatraki będą mogły powstawać w odległości nie mniejszej niż 500 metrów od niektórych obszarów Natura 2000, ale w przypadku parków narodowych ten dystans musi wynieść już 1500 metrów. Uproszczeniu ulec ma proces repoweringu, czyli instalacji nowych turbin w miejscu wycofywanych z użytku wiatraków.
Pozostawiono dodaną do projektu na koniec prac rządowych zasadę 1H, zgodnie z którą turbiny muszą być lokalizowane od dróg krajowych w odległości co najmniej równej ich wysokości wraz z łopatami. Pewną elastyczność wprowadzono do innej zasady – 3H. Według przepisów wiatraki mogą być lokowane w odległości co najmniej 3-krotności ich wysokości od linii najwyższych napięć. Jeżeli jednak inwestor wejdzie w dialog z operatorem sieci przesyłowej, możliwe będzie skrócenie tej odległości.
Kiedy resort klimatu prezentował swoje propozycje po raz pierwszy, wyliczał, że dzięki liberalizacji będzie mogło powstać co najmniej 10 GW nowych mocy w energetyce wiatrowej na lądzie w perspektywie 2030 roku. Oznaczałoby to, że niemal podwoiłaby się moc zainstalowana w elektrowniach wiatrowych w Polsce. Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych na początku marca 2025 r. farmy wiatrowe w Polsce dysponowały 10,8 GW mocy.
Nowelizacja nie dotyczy wyłącznie wiatraków, ponieważ w projekt wpleciono także propozycje dla biometanu. Wprowadzają system aukcyjny dla biometanu (podobny do tego znanego z aukcji OZE), który pozwoli na zwiększenie dostępności tego rodzaju paliwa o około 300 mln metrów sześciennych.
Dla obecnej koalicji rządzącej to druga próba liberalizacji przepisów dla elektrowni wiatrowych. Pierwsza nastąpiła po wyborach parlamentarnych w 2023 roku, jeszcze zanim utworzono rząd Donalda Tuska.
Projekt poselski, którego inicjatorką była Paulina Hennig-Kloska, poza zmianami dla wiatraków zawierał również zapisy dotyczące mrożenia cen energii. Skończyło się – jak pisałem wtedy – katastrofą, nie tylko wizerunkową. Pomysłodawcy okroili treść projektu, pozostawiając tam tylko kwestie związane z cenami energii. Komponent „wiatrakowy” trafił do kosza, choć już wtedy zapowiadano, że władza szybko wróci do tej sprawy.
Tak się do jednak nie stało. Najpierw na drodze miały stać wybory samorządowe z wiosny 2024 r. Projekt miał ujrzeć światło dzienne w czerwcu. Ostatecznie jego treść opublikowano pod koniec września 2024 r., a za jego opracowanie odpowiedzialny jest Miłosz Motyka wiceminister w MKiŚ. Później projekt natrafiał na kolejne wyboje, które opisywaliśmy na łamach Green-news.pl. Dopiero na początku marca 2025 r. udało się wypracować kompromis między resortami, a zielone światło wydał Komitet Stały Rady Ministrów.
Pisałem, że wiatrakom stoją na drodze, ponownie, wybory – teraz prezydenckie. W obozie władzy są obawy, że wiatraki mogą zostać wykorzystane przez przeciwników politycznych. Przyjęcie projektu przez rząd nie rozwiewa tych obaw, ponieważ muszą się nim zająć jeszcze Sejm i Senat. W dodatku konieczny jest podpis prezydenta, a nie jest wcale pewne, że Andrzej Duda zatwierdzi liberalizację. Dlatego nie jest wykluczone, że projekt trafi do „zamrażarki” w Sejmie i dopiero po rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich rządzący wrócą do prac nad nim.
Wprowadzone przez Prawo i Sprawiedliwość w 2016 roku przepisy, znane jako zasada 10H, przez lata utrudniają rozwój energetyki wiatrowej. Nazwa reguły wzięła się stąd, że na jej mocy wiatraki mogą powstawać od zabudowań wyłącznie w odległości stanowiącej co najmniej 10-krotność wysokości wiatraka wraz z łopatami.
Efekt tych przepisów znamy: przyrost nowych mocy w wiatrakach pochodził prawie wyłącznie z projektów, które zaczęto realizować przed wejściem w życie zasady 10H.
Przeczytaj też: W 2024 roku co 5. kWh w Europie dostarczyły wiatraki
Jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy podejmowano próby zliberalizowania przepisów dla wiatraków. Władza chciała naprawić to, co sama uchwaliła. W lipcu 2022 r. Rada Ministrów dała zielone światło dla projektu, który opracował resort klimatu. Sejm zajął się nim dopiero w styczniu 2023 r.
Podczas prac w parlamencie zmieniono najważniejszy pomysł: dopuszczalną odległość wiatraków od zabudowań zwiększono z 500 na 700 metrów (przy zachowaniu wielu innych warunków). Zmiany zostały przegłosowane i zamiast daleko idącej liberalizacji sektor otrzymał coś w rodzaju „nagrody pocieszenia”. Problemy, na które zwracała uwagę branża wiatrowa, zostały rozwiązane w niewielkim stopniu.
W świetle historii kolejnych prób „poluzowania” ustawy wiatrakowej, wtorkowa decyzja rządu wydaje się niewielkim krokiem. To nie pierwszy raz, kiedy władzy udaje się doprowadzić do tego, że zmianami zajmie się parlament. Może się okazać, że ten etap będzie o wiele trudniejszy niż poprzednie.
Na zdjęciu ministerka klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska oraz wiceminister w MKiŚ Miłosz Motyka / fot. MKiŚ/gov.pl