Ledwo Donald Trump ogłosił sukces i początek negocjacji ws. pokoju, Kreml postanowił przypomnieć światu, jak sieje się terror. Po raz kolejny należy uważać na doniesienia z Czarnobyla, bo jedna i druga strona konfliktu stara się wykorzystać sytuację na własną korzyść. I najważniejsze: nie ma żadnego zagrożenia promieniowaniem
Prezydent Ukrainy przekazał w piątek rano, że rosyjski dron uderzył w kopułę ochronną, nazywaną „Arką", znajdującą się nad blokiem IV Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Wołodymyr Zełenski poinformował, że nie ma żadnego zagrożenia w związku z atakiem. Pożar, który wybuchł po uderzeniu, został natomiast ugaszony. Ucierpieć miała jedynie część „Arki", co widać na opublikowanych przez niego zdjęciach i nagraniach.
https://publish.twitter.com/?query=https%3A%2F%2Ftwitter.com%2FZelenskyyUa%2Fstatus%2F1890298176038682905&widget=Tweet
Konstrukcja została wzniesiona przez Ukrainę oraz jej sojuszników, Unię Europejską i USA, aby zabezpieczyć blok zniszczony w katastrofie z 1986 roku. Wcześniej Ukraina wokół reaktora zbudowała betonowy sarkofag, który jednak z roku na rok niszczał. Konieczne było dodatkowe zabezpieczenie i tak powstała „Arka". Nazywana jest też drugim sarkofagiem. To konstrukcja, którą najpierw przesunięto nad blok IV w 2016 roku, a instalację zabezpieczenia ukończono w 2019 r.
Przeczytaj też: Jak uniknąć atomowej dezinformacji
„Jedynym państwem na świecie, które atakuje takie miejsca, okupuje elektrownie jądrowe i prowadzi wojnę, nie zważając na konsekwencje, jest współczesna Rosja. Ona jest zagrożeniem terrorystycznym dla całego świata" – napisał Zełenski.
Uderzenie drona potwierdziła Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA). Zapewniła, że nie ma żadnego zagrożenia promieniowaniem. Odczyty pomiarowe udostępniane przez Państwową Agencję Atomistyki również nie wskazują na jakiekolwiek zagrożenie. Warto podkreślać takie ustalenia – ponieważ tego typu ataki i prowokacje przy infrastrukturze jądrowej to dla Rosji nie pierwszyzna. Podobne zdarzenia wiele razy w przeszłości wywoływały panikę, a to na tym zależy Kremlowi.
Od rosyjskiej agresji na Ukrainę minęły niemal trzy lata i wojska Federacji Rosyjskiej przez krótki czas nawet okupowały Czarnobyl (podsycając tylko niepokoje i obawy, pisałem o tym w marcu 2022 r.).
Rosjanie okupują też Zaporoską Elektrownię Jądrową w pobliżu Eneherodaru i tam również dopuszczają się prowokacji. W sierpniu 2024 r. w chłodni kominowej wzniecili pożar, a fotografie pokazujące czarny dym obiegły świat. Mediom umknął jednak wtedy fakt, że zaporoska siłownia nie produkuje energii elektrycznej od września 2022 r., więc większego zagrożenia i tak nie było. Zanim rosyjskie wojska tam wkroczyły, ostrzelano tereny przy elektrowni – co również wprawiło świat w osłupienie.
Przeczytaj też: Rosyjska operacja w Czarnobylu
Teraz sytuacja się powtórzyła. Nie ulega wątpliwości, że Ukraina też odgrywa swój teatr, bo zdaje sobie sprawę, jak dobrze zabezpieczony jest blok IV. W dodatku „stary" sarkofag wciąż spełnia swoją funkcję, choć mniej efektywnie. Od lat jednak Czarnobylem można straszyć także w taki sposób, alarmując – jak Zełeński – by zwrócić uwagę na to, co wyczyniają Rosjanie.
Lepiej byłoby natomiast, by sprawa nie zdobyła aż tak dużego rozgłosu, bo na tym zależy Kremlowi. To już krok od tego, aby różni szarlatani zaczęli straszyć radioaktywnymi chmurami.
Fot. kadr z nagrania udostępnionego w serwisie X (daw. Twitter) przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego