Z kolejnego planu Polskich Sieci Elektroenergetycznych wyłania się potencjalna przyszłość energetyki na najbliższe lata. Niestety, nie jest to przyszłość pewna, zwłaszcza dla branży wiatrowej
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) uzgodnił z PSE Plan rozwoju sieci przesyłowej (PRSP) na lata 2025–2034. To na obecną chwilę najbardziej aktualny dokument zbliżony do mapy drogowej dla polskiej energetyki. Opracowując go, operator systemu przesyłowego bazował na aktualnie obowiązujących dokumentach strategicznych w Polsce. Dlatego można uznać PRSP za prawdopodobnie najlepsze kompendium wiedzy o tym, w którą stronę może pójść rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE) w kraju albo jakie są prognozy PSE dla bloków węglowych.
Operator sieci przesyłowej taki plan sporządza co dwa lata. Pisaliśmy wielokrotnie na łamach Green-news.pl o przygotowaniach obecnego, jak i poprzedniego PRSP.
Najważniejszy wniosek jest taki, że PSE, nie po raz pierwszy, alarmują, że w polskim systemie elektroenergetycznym niedługo zacznie brakować mocy dyspozycyjnych. Wraz z odstawianiem bloków węglowych w nadchodzących latach takich sterowalnych źródeł będzie ubywać, a mogących zastąpić je inwestycji – brak. Już w 2029 roku potrzebne będzie ok. 4,8 GW dodatkowych mocy dyspozycyjnych (są potrzebne, aby nie wystąpiła tzw. luka wytwórcza, czyli brak możliwości pokrycia zapotrzebowania krajową generacją). Stąd apel operatora, aby rozpocząć inwestycje w elektrownie gazowe.
W PRSP jak na dłoni widać to, o czym mówi od dawna branża: czeka nas przebiegunowanie. W najbliższych latach źródła wytwórcze będą przenosić się z południa na północ kraju. W tym wypadku chodzi o planowaną elektrownię jądrową oraz liczne morskie farmy wiatrowe na Bałtyku.
Znajduje to odzwierciedlenie w planach rozwoju sieci. PSE będą szykowały połączenie stałoprądowe (HVDC, linia wysokiego napięcia prądu stałego) łączące północ i południe kraju. Energetyczna „autostrada”, czy też „most”, będzie liczyć 1440 km. Rozbudowane zostaną także linie najwyższego i wysokiego napięcia: przybędzie prawie 4500 km torów linii 400 kV, choć ubędzie trochę tych 220 kV (o ok. 448 km).
Przeczytaj też: „Przytulaj pylony, nie drzewa”. Inwestycje w sieci są niezbędne
W planach jest zwiększenie liczby i możliwości transformatorów, a PSE uwzględniły w swoich planach nawet małe modułowe reaktory jądrowe. Wszystkie te inwestycje mają w 10 lat (2025–2034) pochłonąć ponad 64 mld zł.
Inwestycje mają jeden nadrzędny cel: zwiększenie możliwych mocy przyłączeniowych. Potrzeby pod tym względem będą tylko rosły, bo jak można przeczytać w PRSP, w systemie trzeba będzie znaleźć „miejsce” dla 18 GW mocy z morskich farm wiatrowych (offshore wind), 45 GW z fotowoltaiki i 19 GW z lądowej energetyki wiatrowej.
Tu ciekawostka: tak duża moc odnawialnych źródeł ma już za dekadę pozwalać na produkcję ok. 160 TWh energii elektrycznej rocznie (w 2023 roku zużyliśmy jej 167 TWh). Czy to w ogóle realne założenia? O to trzeba pytać autorów rządowych strategii dla energetyki.
Aktualny PRSP jest jednak najpewniej ostatnim, który bazuje na przestarzałych wersjach takich dokumentów jak na przykład Polityka energetyczna Polski do 2040 r. (PEP2040). Kolejny plan rozwoju powinien uwzględniać już inne założenia, co może doprowadzić do zmniejszenia szacowanych kosztów (poprzedni PRSP „wyceniono” na ponad 30 mld zł, najnowszy już na ok. 64 mld).
Najwięcej stracić może jednak branża, która jeszcze na dobre nie rozpoczęła swojej działalności w kraju. Chodzi o offshore wind. W ostatnich publicznych wypowiedziach prezes PSE Grzegorz Onichimowski wykazuje spory sceptycyzm wobec rozwoju morskich farm wiatrowych i przy każdej okazji mówi rządowi i inwestorom „sprawdzam”.
Przeczytaj też: 60 mld na atom. Jest decyzja rządu
– Najtaniej, najszybciej i najbardziej efektywnie jest rozwijać lądową energetykę wiatrową, a nie morską – powiedział Onichimowski w rozmowie z „Wyborczą” pod koniec ubiegłego roku, czym wywołał duże poruszenie. Na branżę wiatrową padł strach, ponieważ liczyła zarówno na poluzowanie przepisów odległościowych dla turbin na lądzie (co wciąż nie nastąpiło) i jednocześnie niczym niezakłócony rozwój wiatraków na morzu.
Tymczasem od wypowiedzi prezesa PSE, który swoje stanowisko powtarzał później wielokrotnie i przy różnych okazjach, czarnych chmur nad offshore wind tylko przybyło. Jak ogłosiło Ministerstwo Klimatu i Środowiska, system wsparcia dla morskich farm wiatrowych na Bałtyku to koszt rzędu 144,2 mld euro, ponad 600 miliardów złotych.
Na liście bolączek sektora offshore wind znajdują się też brak porozumienia w sprawie ceny maksymalnej dla projektów z tzw. drugiej fazy i niepewność wokół aukcji, która ma odbyć się w bieżącym roku. Podsumowując: sytuacja sektora nie wygląda najlepiej i należy mieć to na uwadze, kiedy widzi się szacunki o możliwych 18 GW mocy w offshore wind. Jeśli część tych mocy na Bałtyku nie powstanie, przemodelowany zostanie pomysł dla krajowej sieci, ponieważ budowa połączenia HVDC w obecnym wariancie nie będzie potrzebna.
Fot. Panek, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons