Polska Grupa Górnicza wydobyła o co najmniej 5 mln ton węgla mniej niż zakładano, co przekłada się na niższe przychody. Trudną sytuację komplikuje niepewność związana ze zmianą władzy
W ostatnich dniach w przestrzeni publicznej pojawiły się wypowiedzi przedstawicieli sektora górniczego, które wiele mówią o kondycji branży. A ta najlepsza nie jest i wygląda na to, że bez państwowego wsparcia się nie obędzie.
W trakcie Meetingu Gospodarczego Krajowej Izby Gospodarczej prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala przekazał, że w 2023 roku produkcja węgla kamiennego jest o około 5 mln ton niższa, niż zakładano w umowie społecznej podpisanej w 2021 r. O mniej więcej tyle spadło też zapotrzebowanie energetyki na węgiel. Oznacza to, że krajowe elektrownie z niego rezygnują, choć na mocy różnych porozumień i zobowiązań miały być kluczowym odbiorcą.
Przeczytaj też: Przyszły rząd składa obietnice. Koalicjanci widzą przyszłość Polski na zielono
– Z punktu widzenia sektora górniczego o długości funkcjonowania kopalń decydować będą, jak się wydaje, nie umowy, ale dynamika czynnika OZE, a po drugie kształt polityki państwa i sposób zdefiniowania zasad bezpieczeństwa energetycznego – przekonywał Rogala. Jak mówił, choć spada krajowa produkcja, to rośnie import, więc ta sytuacja nie ma przełożenia choćby na emisje CO2 z sektora.
Swoje trzy grosze dołożył szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz. Na antenie Radia eM stwierdził, że luka w przychodach PGG może przekroczyć 5 mld zł i nie ma zabezpieczonych pieniędzy w ustawie budżetowej na to, by ją pokryć. PGG nie skomentowała tych doniesień. Natomiast szef spółki mówił w tym samym radio, ale kilka tygodni wcześniej, że będzie potrzebne budżetowe wsparcie.
Tomasz Rogala pod koniec października powiedział, że PGG wydobędzie 2,5 mln ton mniej w 2023 roku, co uszczupli przychody o około 1 mld zł. W świetle jego późniejszych deklaracji, o spadku wydobycia o 5 mln ton, można zakładać, że to pomniejszy przychody o około 2 mld zł.
Sytuację górnictwa komplikuje brak pewności co do planów nowego rządu dla tej branży. Jak już wiadomo, poprzedniej władzy nie udało się dokończyć projektu stworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która miała przejąć aktywa węglowe od spółek energetycznych i trzymać pieczę nad elektrowniami. Pomogłoby to w koordynacji działań między wytwórcami energii elektrycznej a dostawcami paliwa – czyli kopalniami.
Przeczytaj też: Wietrzny październik przyniósł dobre wyniki OZE w Polsce
Dochodząca do władzy koalicja deklaruje, że utrzyma zobowiązania poprzedników, którzy podpisali umowy społeczne z sektorami wydobywczymi. Jedną zawarto z przedstawicielami branży węgla kamiennego, drugą – brunatnego. Sęk w tym, że na ich mocy Polska miałaby odejść od wydobycia węgla na cele energetyczne około 2049 r. (w przypadku węgla brunatnego nastąpi to wcześniej, ale tylko dlatego, że kończą się jego złoża), co w ocenie wielu polityków jest spóźnionym i zbyt mało ambitnym planem.
Przedwyborcze deklaracje mogą więc szybko ulec weryfikacji, zwłaszcza jeśli potwierdzą się słowa o Kolorza o kiepskiej finansowej sytuacji PGG.