Kampania trwa w najlepsze, więc tylko czekać, aż kolejna decyzja rządzących albo obietnica ze strony opozycji będzie przedstawiana jako „zielona”. Oczywiście niesłusznie
– Większa dostępność autostrad przyczyni się do poprawy w portfelach Polaków, bo mniej będą wydawać na autostrady, ale także do poprawy stanu środowiska naturalnego, do zwiększenia bezpieczeństwa, komfortu jazdy – powiedział premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając, że rząd przyjął projekt nowelizacji, która sprawi, że państwowe odcinki autostrad A2 i A4 będą bezpłatne dla aut osobowych. Miałoby to nastąpić jeszcze w połowie tego roku, a jeżeli tak się stanie – rząd szybko zrealizuje obietnicę, która padła zaledwie kilka dni wcześniej na konwencji Prawa i Sprawiedliwości.
Przeczytaj też: Zdecydowana większość Polek i Polaków deklaruje, że oszczędza prąd
Od razu zaznaczę: całkiem serio potraktowałem słowa premiera o tym, że bezpłatne autostrady poprawiają stan środowiska. Zwróciłem się w tej sprawie m.in. z pytaniami do KPRM, prosząc o podstawy do takich twierdzeń. Jak tylko otrzymam odpowiedź, z chęcią się nią podzielę. Sam jestem ciekaw uzasadnienia.
Długo by pisać, czy rzeczywiście oszczędność rzędu 10 gr za kilometr (takie są stawki na odcinkach państwowych) to aż taka poprawa dla portfela polskiego podatnika, który przecież i tak płaci za utrzymanie i budowę dróg w kraju. Większą ulgę przyniosłyby zmiany na odcinkach koncesyjnych, co także obiecali rządzący, ale na razie to tylko zapowiedź. Zresztą trudna do zrealizowania – koncesjonariusze mają jeszcze ważne umowy i raczej nie oddadzą sprawy walkowerem.
Wracając do sprawy wpływu autostrad na środowisko, spotkałem się z opinią, że słowa premiera da się obronić. Otóż na darmowych odcinkach autostrad pojawić ma się więcej aut, a więc odciążone zostaną drogi krajowe. Efekt? Większa mobilność, mniej wypadków, korków, a tym samym – podróżujący spalą mniej paliwa, dotrą szybciej, więc będzie mniej emisji CO2. Jeżeli rzeczywiście ktoś to policzył i w rządowym projekcie są takie dane oraz uzasadnienie – chapeau bas. Problem jest taki, że projektu jak dotąd nie opublikowano i śmiem wątpić, że ktoś od tej strony przeanalizował te plany.
Brak korków nie musi też od razu przekładać się na niższe spalanie w aucie. Przy większych prędkościach, a więc na autostradach, samochody spalają więcej paliwa. W czasie kryzysu naftowego w latach 70. XX w. USA czy Wielka Brytania wprowadzały ograniczenia prędkości, by oszczędzać ropę.
Gdyby rzeczywiście wszystkie autostrady (nie tylko państwowe) byłyby darmowe, to można oczekiwać jeszcze innego skutku. Przy kurczącej się siatce połączeń transportu zbiorowego, a rosnących cenach biletów, nagle okaże się, że przejazd autem benzynowym jest tańszy niż np. koleją. Już teraz na niektórych trasach w Polsce bardziej opłaca się wybrać cztery kółka niż PKP.
Przeczytaj też: W „Programowym ulu” bez nowych pomysłów na energetykę
Nowe i istniejące drogi zawsze będą związane z emisjami generowanymi choćby w trakcie ich budowy i użytkowania. Choć to konieczna infrastruktura – co do tego nie ma wątpliwości – to nie da się jej „zazielenić”. Niezależnie od tego, kto i jak zaklinałby rzeczywistość, dopóki na drogach nie pojawi się więcej pojazdów zero- i niskoemisyjnych, trudno mówić o pozytywnym wpływie na środowisko w przypadku większości decyzji i inwestycji w transporcie. Pozostaje mieć nadzieję, że milion aut elektrycznych, które mają jeździć po polskich szosach w 2025 r., czasem wjadą też na autostradę. Oczywiście bez opłat.
Fot. KPRM