Tuż przed finalną decyzją Polski ws. atomu jedno jest niezmienne: nie wszystkie działania członków rządu są zrozumiałe
Zgodnie z deklaracjami przedstawicieli rządu, jeszcze w październiku, czyli w ciągu tygodnia poznamy partnera, który dostarczy technologię i część finansowania dla elektrowni jądrowej w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że będą to Amerykanie, choć Westinghouse, jako ostatni złożył ofertę. O tym, dlaczego to USA są w murowanym faworytem do wygrania tego kontraktu, możesz przeczytać tutaj.
Jednak na ostatniej prostej, gdy już wydawało się, że wszystko powinno być jasne, pojawiło się kilka nieoficjalnych informacji, świadczących o tym, że do szczęśliwego finału jeszcze daleka droga.
Do lipca br. pierwsze skrzypce w sprawie projektu jądrowego w Polsce grał Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Po jego dymisji pełnomocnikiem został Mateusz Berger uznawany za człowieka premiera Mateusza Morawieckiego. Istotną rolę w projekcie wciąż odgrywa też Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a konkretnie jeden z jego departamentów.
Przeczytaj też: David Durham z Westinghouse opowiada o ofercie dla Polski
Sytuacja zmieniła się kilka dni temu, gdy ogłoszono – nieoficjalnie – że rozmowy z jednym z oferentów, koreańskim KHNP, prowadzą spółki z Polski, w tym należąca do państwa Polska Grupa Energetyczna. W rozmowy ma być zaangażowany także ZE PAK, należący do Zygmunta Solorza.
Według mediów wicepremier i minister aktywów państwowych (podlega mu PGE) Jacek Sasin miał lecieć w ubiegłym tygodniu do Seulu, by ustalić tam szczegóły. Ostatecznie do wizyty w Korei Południowej nie doszło.
Wicepremier Sasin poleciał za to do Stanów Zjednoczonych razem z szefową MKiŚ Anną Moskwą. Obydwoje przebywają tam od weekendu i według oficjalnych stanowisk resortów, finalizują negocjacje ze stroną amerykańską. Możliwe, że efekt tych rozmów – czyli wybór Westinghouse na partnera – poznamy we wtorek 25 października. Pojawiły się też sugestie, że na ogłoszenie decyzji trzeba byłoby poczekać do listopada.
Jeśli jednak choć w niewielkim stopniu wierzyć nieoficjalnym ustaleniom mediów, to niewykluczone, że obecnie rząd rozważa dwa programy jądrowe. Jeden w oparciu o technologię z USA w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino (gmina Choczewo), pod auspicjami resortu klimatu, rządu oraz Polskich Elektrowni Jądrowych (spółka celowa do nadzorowania tej inwestycji). Drugim projektem, bazującym na reaktorach z Korei Płd., zawiadywać miałyby MAP i PGE. Potencjalne lokalizacje dla bloków jądrowych od KHNP to tereny ZE PAK (Pątnów) lub okolice Bełchatowa (PGE). W dodatku spółki Skarbu Państwa prowadzą jeszcze jeden program jądrowy, dotyczący potencjalnego rozwoju małych reaktorów modułowych (SMR).
Czy traktować poważnie doniesienia o nowym projekcie atomowym, który miałby być realizowany wspólnie z Koreą? Westinghouse zareagował nerwowo, bo pozwał KEPCO (jedna z koreańskich spółek zaangażowanych w eksport technologii jądrowej, w jej skład wchodzi też KHNP). Amerykanie zarzucają, że Seul wykorzystuje w swoich reaktorach APR-1400 rozwiązania opracowane przez Westinghouse. O tym, że Amerykanie mają takie zastrzeżenia, pisaliśmy w tekście Wyścig o polski atom z oskarżeniami w tle. Koreański KHNP odpowiada amerykańskiemu Westinghouse. Jednocześnie Polska kontraktuje sporo sprzętu dla armii właśnie w Korei Południowej.
Przeczytaj też: Atom i gaz są „zielone”. Europarlament podjął kluczową decyzję
Ostatnie wydarzenia trudno rozpatrywać bez kontekstu politycznego. Do października 2022 roku w program jądrowy nie angażował się w żaden sposób Jacek Sasin. Tymczasem w niecały miesiąc urósł do rangi jednego z głównych graczy. Uczestniczy w negocjacjach z Amerykanami i miał rozmawiać też z Koreańczykami. Zabrakło za to miejsca dla Mateusza Bergera. Trudno sobie wyobrazić, by na takie rozmowy za czasów jego urzędowania nie zabrano Naimskiego. Nadzorował projekt od lat i był ojcem międzyrządowego porozumienia z Amerykanami.
Wiele wskazuje na to, że jedną z najważniejszych inwestycji Polski w nadchodzących dziesięcioleciach ogłoszą wspólnie szefowie MKiŚ i MAP. W dodatku nie w kraju, a w Stanach Zjednoczonych, bez udziału premiera czy innych członków rządu. Niezrozumiałe jest też całe zamieszanie pod sam koniec negocjacji, zwłaszcza to wokół drugiej technologii na potrzeby Polski.
Fot. MAP / Twitter