Deklaracja marienborska jest podobna do deklaracji bałtyckiej z 2020 roku. Tegoroczne zobowiązania padają jednak w zupełnie innych realiach
Wtorkowe spotkanie Bornholm Summit z udziałem przywódców ośmiu państw UE, w tym Polski, zaowocowało podpisaniem nowego zobowiązania w zakresie rozwoju morskich farm wiatrowych na Bałtyku. W deklaracji marienborskiej (nazwa pochodzi od dworku Marienborg niedaleko Kopenhagi, w którym doszło do spotkania – red.) kraje nadbałtyckie zobowiązały się, że moc offshore wind (morskich elektrowni wiatrowych) na Bałtyku wzrośnie do 2030 roku siedmiokrotnie.
Wśród sygnatariuszy deklaracji, poza Polską, są również: Dania, Niemcy, Łotwa, Litwa, Estonia, Szwecja i Finlandia. Siedmiokrotny wzrost mocy w wiatrakach na Morzu Bałtyckim w najbliższych latach oznaczałby, że na akwenie do dyspozycji byłoby 19,6 gigawatów mocy. Obecnie wynosi ona około 2,8 GW. Plany rozwoju morskiej energetyki wiatrowej (MFW) są zresztą bardzo szerokie. Potencjał Bałtyku oszacowano na nawet 93 GW.
Przeczytaj też: Duńska wyspa energetyczna z turbodoładowaniem
W deklaracji nie ograniczono się jedynie do możliwości związanych z energią z wiatru. Państwa, które podpisały dokument, zgodziły się co do tego, że w związku z wojną w Ukrainie będą rezygnować z paliw z Rosji. Ich miejsce mają zająć surowce sprowadzane spoza Europy, jak LNG czy biogaz (LBG). Nie zabrakło wzmianki, że importowane paliwa kopalne w przyszłości mógłby z miksów energetycznych wyprzeć zielony wodór wytwarzany dzięki energii z odnawialnych źródeł. Sygnatariusze mają też ściślej współpracować w zakresie wspierania swoich systemów energetycznych.
Co ciekawe, te same państwa w 2020 roku podpisały „deklarację bałtycką”, w której przedstawiono podobne założenia. Więcej o poprzednim zobowiązaniu w tekście Bałtyk ma ogromny, niewykorzystany potencjał, by stać się źródłem zielonej energii dla EU. Biorąc jednak pod uwagę sytuację geopolityczną po wybuchu wojny w Ukrainie, można założyć, że podjete 30 sierpnia zobowiązania będą zrealizowane.
Deklaracja marienborska to drugie porozumienie dotyczące morskiej energetyki wiatrowej, które zawarły europejskie państwa po agresji Rosji na Ukrainę. Wcześniej realizację planów podobnych do tych dla Bałtyku zapowiedziały Belgia, Holandia, Norwegia i Niemcy, ale na Morzu Północnym. Na tym akwenie miałoby powstać do 2030 roku co najmniej 65 GW nowych mocy w offshore wind.
Przeczytaj też: NIK wzięła pod lupę polskie plany na morską energetykę
Te dwie deklaracje pojawiły się nieprzypadkowo, bo już po ogłoszeniu przez Komisję Europejską planu „REPowerEU”, zakładającego odejście od paliw kopalnych, zwłaszcza z Rosji. Program zakłada m.in. ułatwienia przy uzyskiwaniu zezwoleń na budowę morskich farm wiatrowych (proces ich zdobywania ma być krótszy). I bez podobnych deklaracji np. Polska planuje rozwój morskich farm wiatrowych. Pierwsze MFW miałyby zacząć pracę w 2026 roku. Turbiny na Bałtyku w polskiej strefie w pierwszej fazie miałyby mieć do 2030 roku ponad 3 GW mocy. Nad farmami pracują PKN Orlen, PGE oraz Polenergia.
Płocki gigant niedawno informował z kolei, że chce zaangażować się w budowę MFW na Litwie. Podobnie Polenergia, która chce na Litwie współpracować w tym zakresie z Green Genius. Wilno planuje mieć około 700 MW mocy zainstalowanej w wiatrakach na Bałtyku (potencjał litewskiego wybrzeża oszacowano na nawet 3,3 GW).
Fot. Flickr / FinnishGovernment / (CC BY 2.0)