Wysokie ceny nośników energii zaczynają zbierać żniwo. Cios spadł na zakłady azotowe, ale zawirowania odczują także producenci m.in. artykułów spożywczych
Ceny energii elektrycznej w dostawie na 2023 rok przekroczyły przed weekendem kolejną barierę – 1 MWh wyceniono na ponad 2,5 tys. zł. Jeszcze w czerwcu ceny wynosiły ok. 1180 zł/MWh, a już wtedy słychać było głosy, że każda podwyżka napędzi nie tylko inflację, ale przysporzy też problemów przedsiębiorcom. Przed sezonem grzewczym rekordowe są także ceny gazu. Kontrakty na to paliwo na holenderskiej giełdzie (TTF) drożały przez sierpień, by 26 sierpnia osiągnąć cenę 340 euro za MWh, cztery dni wcześniej było to 276 euro.
W tym samym okresie rok wcześniej za gaz płacono zaledwie około 50 euro/MWh. Nie lepiej jest z węglem, którego także brakuje na rynkach. W portach ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) od ponad dwóch miesięcy płaci się ponad 300 dolarów za tonę surowca, a w tej chwili stawki sięgają nawet ponad 350 dol/t.
Przeczytaj też: Związkowcy ostrzegają rządzących. System dopłat ma zaszkodzić ciepłownictwu
Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele – nośniki energii drożały już od drugiej połowy ubiegłego roku, ale trend ten wzmocniła jeszcze rosyjska agresja na Ukrainę. Prawdziwym paliwem dla kryzysu stały się natomiast – oczywiście słuszne – kolejne sankcje nakładane przez Unię Europejską na Federację Rosyjską. Z europejskiej energetyki wyrugowano węgiel z Moskwy (wykorzystywany przede wszystkim przez gospodarstwa domowe, małe elektrownie i ciepłownie). Nadal nie udało się w Polsce unormować sytuacji. Do PGG i kopalni Bogdanka (grupa Enea) ustawiają się kolejki po węgiel na zimę, a poza zapewnieniami, że ma go nie zabraknąć, brakuje konkretów. Podobnie jak brakuje zapowiadanych dostaw z zagranicy.
Niektóre państwa zrezygnowały też z rosyjskiej ropy, ale embarga na gaz i ropę w UE nie ma. W przypadku gazu inicjatywa pozostaje po stronie Kremla – zaczął wstrzymywać dostawy błękitnego paliwa niektórym państwom lub je zmniejszał (tak stało się w przypadku Niemiec).
Każdy sygnał Gazpromu o planowanych pracach konserwacyjnych Nord Stream 1 wywołuje nerwowość w Berlinie i oczywiście momentalnie wpływa na ceny surowca. Najbliższy termin zakręcenia kurka z gazem na czas prac serwisowych to 31 sierpnia – mają one potrwać do 2 września. Niepewność co do dostępności paliw kopalnych oraz obawy o ceny sprawiają, że w Europie podejmowane są akcje oszczędzania energii – jak np. w Hiszpanii.
W Polsce na razie, jeśli mamy do czynienia z przymusowym oszczędzaniem, to tylko w przemyśle. Pisaliśmy, że z powodu wysokich cen gazu Grupa Azoty ograniczyła produkcję m.in. nawozów – stało się to tuż po tym, jak za 1 MWh błękitnego paliwa trzeba było zapłacić 276 euro. Podobne działania podjął należący do Orlenu Anwil, jednak na krótko. Po zaledwie kilku dniach prezes naftowego koncernu Daniel Obajtek ogłosił, że Anwil od 29 sierpnia wznawia produkcję.
Przestoje w pracy zakładów takich jak Anwil czy Azoty mają ogromny wpływ na kilka sektorów jednocześnie. Brak nawozów to cios dla rolnictwa, ale rykoszetem obrywa cała branża spożywcza. Produkt uboczny powstający przy wytwarzaniu nawozów to CO2, które odsprzedawano potem np. producentom napojów i żywności. To właśnie przez ten przestój Carlsberg alarmował w ubiegłym tygodniu, że będzie miał problemy z produkcją piwa – wszystko przez brak dwutlenku węgla. Więcej o skutkach braku CO2 w tekście Spółki nawozowe kontrolowane przez państwo rozłożą gospodarkę na łopatki? Chodzi o mięso, nabiał i napoje.
Choć bezpieczeństwo energetyczne zimą pozostaje pod znakiem zapytania, polski rząd podejmuje różne działania mające na celu złagodzenie efektów kryzysu. Jak dotąd jednak skupił się na transferowaniu pieniędzy. Kolejne dwa rodzaje dopłat powędrują do odbiorców końcowych ogrzewających domy m.in. olejem opałowym, a także do samorządów (które mają jeszcze dodatkowo subsydiować wysokie koszty energii).
Przeczytaj też: Samorządy zaczęły kontraktować prąd. Podwyżki nawet o 400 proc.
Nadal nie wiemy, jak będzie z gazem w Polsce, ile dokładnie jest zakontraktowanych dostaw za pośrednictwem Baltic Pipe (a to uruchamiany 1 października gazociąg ma zabezpieczyć kraj) i czy uda się spiąć bilans tak, by przetrwać zimę. Teraz – donosi Business Insider – rząd ma mieć pomysł na zażegnanie kryzysu gazowego. Ministerstwo Aktywów Państwowych ma pracować nad rozwiązaniem, które nakazałoby PGNiG sprzedawanie gazu ziemnego po cenach „nie wyższych niż średni koszt jego pozyskania, powiększony o średni ważony koszt kapitału”.
Na specjalnych warunkach gaz kupowałyby najwrażliwsze sektory gospodarki, tj. opisywane zakłady azotowe, producenci mleka itp. PGNiG nie sprzedawałoby paliwa po kosztach (podobny pomysł już raz zakończył się klapą, gdy rząd próbował wprowadzić regulowane ceny węgla), tylko w cenach względnie akceptowalnych przez przemysł – wszystko po to, by produkcja nie stawała. Jednak dopiero w najbliższych dniach dowiemy się, co dokładnie przygotowało MAP, a także – rząd. Bo według Business Insidera włączenie PGNiG w walkę z kryzysem to pomysł MAP, a premier Mateusz Morawiecki ma jeszcze jeden. W ubiegłym tygodniu zapowiedział „pakiet pomocowy” dla firm energochłonnych.