Kandydatka na prezydentkę Francji ma radykalne poglądy, także na temat OZE, a turbiny chce po prostu demontować
W najbliższą niedzielę prezydent Francji Emmanuel Macron będzie walczyć o wybór na kolejną kadencję. Będzie walczyć, choć kilka tygodni temu przodował w sondażach, które dawały mu znaczącą przewagę nad resztą kandydatów. Kampania wyborcza we Francji na ostatniej prostej przyniosła jednak dużo zmian. Co prawda dalej Macron jest na czele, ale zaczęła go doganiać Marine Le Pen ze Zjednoczenia Narodowego. Z uśrednionych sondaży, które opracował Reuters, wynika, że między rywalami są zaledwie cztery punkty procentowe różnicy na korzyść Macrona w pierwszej turze. Drugą turę też miałby wygrać obecny prezydent, stosunkiem głosów 53 proc. do 47 proc., ale nie jest to takie pewne.
Od kilku dni Macron traci więc w sondażach i to na rzecz prorosyjskiej kandydatki, gdy trwa inwazja na Ukrainę. O potencjalnych skutkach pojawienia się Le Pen w Pałacu Elizejskim powstają obszerne teksty i opracowania. Wszystkie źródła wskazują, że gdyby rzeczywiście spełniła obietnice z programu, to i europejską, i francuską energetykę czekałoby ogromne przemeblowanie.
Przeczytaj też: Norweskie paliwa nie zastąpią tych z Rosji?
Le Pen, tak jak i w 2017 roku, chce dalszego rozwoju energetyki jądrowej we Francji przy jednoczesnym wspieraniu technologii wodorowych i hydroelektrowni. To nie budzi większych kontrowersji, ale polityczka zapowiada rezygnację z farm wiatrowych. Pozostaje co prawda przy deklaracjach, że fotowoltaika razem z biomasą mogą być wykorzystywane w miksie, ale energia z wiatru zdecydowanie jej nie odpowiada.
„Od wiosny 2022 roku potrzebne jest moratorium dla nowych turbin wiatrowych na lądzie lub morzu, a ich demontaż powinien postępować stopniowo. Subsydiowanie tych niestabilnych źródeł energii zostanie zakończone” – to fragment oficjalnego programu kandydatki na prezydentkę.
Oczywiście Le Pen nie zarządzi, by z dnia na dzień demontować turbiny wiatrowe. Byłoby to zupełnie nieopłacalne. W jej zapowiedziach chodzi raczej o to, by farmy, których czas eksploatacji dobiega końca, nie były przebudowywane (repowering) i ponownie oddawane do użytku. W programie pojawia się też wzmianka, by moratorium objęło również farmy słoneczne, ale tylko w zakresie wsparcia finansowego. Le Pen chce odciąć dofinansowanie dla fotowoltaiki, ale w dokumencie nie doprecyzowano, od kiedy miałoby to nastąpić.
Jednak już na samym etapie założeń ten pomysł jest – delikatnie mówiąc – lekko nietrafiony. Turbiny odpowiadają za produkcję około 8 proc. energii we Francji (dane z 2020 r.). Wyrzucenie ich z systemu, przy jednoczesnym wzroście zapotrzebowania na prąd, to przepis na katastrofę. Zwłaszcza że budowa nowych elektrowni jądrowych, które miałyby zająć miejsce wiatraków, potrwa wiele lat.
Przeczytaj też: Propozycje KE na sankcje wobec Rosji
Stanowisko Le Pen wobec OZE jest dosyć zdecydowane, ponieważ zdarzało jej się mówić, że nie są to odnawialne źródła, a „nieregularne”. Wiele razy podkreślała, że dostawy z farm wiatrowych są niestabilne, zapominając o ich pozytywnym wpływie na redukcję emisji CO2. Z jej ust padał też zarzut, że OZE są drogie. Kłóci się to z wyliczeniami IPCC, który wskazał w ostatnich dniach, że jednostkowe koszty energii z odnawialnych źródeł w dekadę spadły – w przypadku fotowoltaiki o 85 proc., a dla farm wiatrowych o połowę.
Liderka Frontu Narodowego w programie umieściła też pomysł, by Francja opuściła europejski rynek energii i obniżyła VAT na prąd do 5,5 proc. z obecnie obowiązujących 20 proc. Drugi z tych pomysłów to niewątpliwie ukłon w stronę wyborców, którzy odczuli podwyżki cen. Francuzi skoki cen energii odczuwają podwójnie: ponad 40 proc. gospodarstw domowych jest ogrzewanych przy wykorzystaniu prądu.
Podejście do wiatraków to w kwestiach energetycznych jedyna różnica między Le Pen i Macronem. Jeszcze w 2017 roku dzieliło ich podejście do atomu, ale obecny prezydent niedawno ogłosił, że chce wielkich inwestycji w energetykę jądrową. Macron opowiadał nawet o 14 nowych blokach. Le Pen tego nie precyzuje, ale od lat chciała nowych źródeł właśnie z elektrowni jądrowych.