Ceny niektórych pierwiastków, ważnych przy instalacjach OZE, poszybowały w górę. Czy jest się czego obawiać?
Wojna w Ukrainie sprawiła, że uważniej przyglądamy się temu, skąd pochodzą kupowane przez nas produkty. Pojawiają się kolejne apele o jeszcze ostrzejsze sankcje wobec Rosji za tę napaść, ale też mnożą się pytania, czy UE byłaby w stanie w miarę sprawnie znaleźć i sfinansować alternatywy dla rosyjskich surowców.
Rosja to jeden z największych eksporterów gazu czy ropy, ale również producent wielu metali i pierwiastków kluczowych dla odnawialnych źródeł energii (OZE) czy pojazdów elektrycznych. W Rosji wydobywa się kobalt, nikiel, miedź czy cynę, które potem trafiają m.in. na europejski rynek. Wszystkie wymienione pierwiastki stanowią ważny element instalacji OZE lub baterii. UE może oczywiście korzystać z własnych zasobów czy innych kierunków importu tych surowców, ale obecna sytuacja wpływa też na ich ceny na rynkach.
Przeczytaj też: Emisje CO2 szybują
W ubiegłym tygodniu głośno było o niklu wykorzystywanym przy produkcji stali nierdzewnych. Kilka dni po napaści Rosji na Ukrainę tona niklu podrożała z 26 tys. dolarów na ponad 80 tys. Na jakiś czas londyńska giełda nawet zawiesiła handel tym metalem. Jak uspokajali jednak analitycy, taki wzrost napędziły spekulacje i panika, a nie realne zagrożenie spadkiem podaży niklu. Podobnie w przypadku miedzi, która też podrożała, ale mniej spektakularnie, bo o około tysiąc dolarów za tonę. Drożeją też stal, pallad i platyna.
Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) oszacowała już jakiś czas temu, ilu różnych pierwiastków potrzebują poszczególne OZE. Większość z nich wymaga ogromnych ilości miedzi, głównie do okablowania (na 1 MW siłowni wiatrowej na morzu potrzeba 8 ton miedzi), cynku (5,5 tony dla offshore i onshore). Udział niklu to około 200-400 kg na 1 MW. Z kolei – wylicza IEA – na jedno auto elektryczne trzeba prawie 40 kg niklu czy 9 kg litu.
Maciej Bukowski, prezes think-tanku WiseEuropa, wskazuje, że choć wzrosty cen tych pierwiastków mogą robić wrażenie, to nie przełożą się bezpośrednio na wyższe koszty np. farm wiatrowych. Zauważa przy tym, że istnieje inne zagrożenie – szersze zaburzenia w łańcuchach dostaw wywołane przez wojnę, nie tylko te dotyczące surowców, mogą zmniejszyć dostępność turbin a tym samym przełożyć się na ich ceny. Efekt ten obserwujemy po pandemii np. w branży samochodowej.
– Ceny tych pierwiastków, do których trudniej dotrzeć, ponieważ produkuje się je w kilku miejscach na świecie, są mniej groźne niż spadek ich ogólnej dostępności. Producenci mogą chcieć sprzedawać je drożej, ale dużo groźniejsze są ew. deficyty dostaw, co może spowodować po prostu niemożliwość produkcji takiej liczby turbin jak wcześniej. To są krótkookresowe zagrożenia – mówi Bukowski w rozmowie z green-news.pl.
Przeczytaj też: 25 lat „wiernej służby”. Nowa farma wiatrowa z 8-krotnie większą mocą
Nawet jeśli sytuacja ma się unormować, to te podwyżki zbiegły się w czasie z niepokojami o dostawy i planami UE – wywołanymi oczywiście chęcią odcięcia się od rosyjskich surowców. Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy wojny, a już zdarzały się zatory w łańcuchach dostaw. Z kolei jeśli UE zamierza aktywniej inwestować w OZE, musi liczyć się z tym, że część produktów będzie musiała sprowadzać nie tylko z Rosji, ale i Chin lub Afryki. Tymczasem Bruksela coraz większy nacisk kładzie na ESG i pochodzenie surowców, chcąc, by te, które trafiają na Stary Kontynent, były wydobywane w zrównoważony sposób.
– Rynki zawsze znajdują jakąś równowagę w takich sytuacjach, teraz jesteśmy na początku tego procesu, gdy jej poszukują. Stąd niepewność cen i dostępności tak wielu produktów. Proszę zauważyć, że ropa z Rosji jest nadal dostarczana, pomimo sankcji ze strony niektórych państw, a jej cena na rynkach ulega wielkim wahaniom. W kwestii metali ziem rzadkich, niklu itp. mamy do czynienia z innym efektem, to reakcja na krótkookresowe zagrożenia, jak na przykład brak możliwości przewiezienia towaru, zapłacenia dostawcy – wylicza Bukowski.
Aktualne ceny to też kwoty dotyczące kontraktów do zrealizowania np. za trzy miesiące, można więc zakładać, że po prostu główni zainteresowani poczekają do momentu, aż rynek zweryfikuje ostatnie podwyżki. Sytuacja nie jest też podbramkowa dla Unii z jeszcze jednego powodu. Nikiel czy miedź to pierwiastki masowo poddawane recyklingowi, a z Brukseli płynęły sygnały, że będzie chciała, aby np. rynek baterii był obiegiem zamkniętym, z wysokim odsetkiem odzyskiwanych surowców.
W niedawnych zapowiedziach KE o tym, że przedstawi w kwietniu i maju kompleksowy plan odcinania się od surowców z Rosji, przy jednoczesnym wsparciu OZE, pojawiło się sporo pomysłów, ale były to wyłącznie ogólniki.