Jedna transakcja podważyła deklaracje i intencje koncernu w sprawie solidarności z Ukrainą. Posypały się zarzuty o handel ropą „pachnącą ukraińską krwią”. Jest nowe stanowisko Shella
Agencje poinformowały 5 marca, że brytyjsko-holenderski koncern paliwowy Shell kupił po zaniżonych cenach ropę z Rosji. Według Reutersa firma zaoszczędziła na tej transakcji około 20 mln dolarów, a baryłkę kupowała przez pośrednika, firmę Trafigura, po cenie o 28,50 dol. niższej od rynkowej. Łącznie zakontraktowano 725 tys. baryłek ropy.
Oburzenia taką decyzją spółki nie krył minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba, który bardzo wymownie zwrócił się do Shella. „Jedno pytanie: Czy rosyjska ropa nie pachnie dla was ukraińską krwią? Wzywam wszystkich świadomych ludzi, by żądali od międzynarodowych firm zerwania wszelkich powiązań biznesowych z Rosją” – pisał szef ukraińskiej dyplomacji. Uwagę na działania Shella zwrócili też hakerzy z Anonymous, nawołujący do bojkotowania firmy.
Przeczytaj też: Europejska mapa „odchodzenia” od Rosji
Oburzenie na Shella spotęgował fakt, że na kilka dni przed tą transakcją koncern deklarował, że w akcie solidarności z Ukrainą, zrezygnuje z przedsięwzięć z rosyjskim Gazpromem. Padły zapewnienia, że będzie wyprzedawał udziały m.in. w spółkach operujących na Syberii. Ben van Beurden, szef Shella, obiecał wtedy, że jego spółka nie będzie „stać z boku”.
Kupno rosyjskiej ropy po zaniżonych cenach szybko zweryfikowało te deklaracje, a Shell musiał zmierzyć się z falą krytyki. Przedstawiciele koncernu tłumaczyli wówczas, że bez niezakłóconych dostaw ropy do rafinerii sektor energetyczny nie jest w stanie zapewnić stałej dostępności produktów niezbędnych dla ludzi w całej Europie.
To jednak okazało się za mało. We wtorek 8 marca koncern wystosował nowe oświadczenie, tym razem przepraszając za kupno rosyjskiej ropy i zapowiadając wycofanie się z rosyjskiego sektora ropy i gazu.
„Zdajemy sobie sprawę, że nasza decyzja z ubiegłego tygodnia o zakupie ładunku rosyjskiej ropy naftowej do rafinacji na produkty takie jak benzyna i olej napędowy – pomimo tego, że została podjęta z myślą o bezpieczeństwie dostaw – nie była właściwa i jest nam przykro. Jak już powiedzieliśmy, zyski z ograniczonych, pozostałych ilości rosyjskiej ropy, które będziemy przerabiać, przekażemy na specjalny fundusz. W nadchodzących dniach i tygodniach będziemy współpracować z organizacjami humanitarnymi, aby ustalić, w jaki sposób pieniądze z tego funduszu mogą zostać najlepiej ulokowane, aby złagodzić straszne konsekwencje, jakie ta wojna ma dla obywateli Ukrainy” – mówi cytowany w komunikacie dyrektor generalny Shell, Ben van Beurden.
Jednocześnie Shell zapewnia, że natychmiast przestanie kupować rosyjską ropę na rynku bieżącym i nie będzie przedłużać kontraktów terminowych. Zmienia też łańcuch dostaw ropy naftowej, by wyeliminować z niego podmioty z Rosji. Zaznacza przy tym, że działania w tym kierunku wymagają czasu. „Fizyczna lokalizacja i dostępność alternatyw oznaczają, że może to zająć tygodnie i doprowadzi do zmniejszenia przepustowości w niektórych naszych rafineriach” – wyjaśnia koncern. Wśród kolejnych działań wylicza zamykanie stacji paliw i koniec handlu paliwami lotniczymi i smarami w Rosji. Wycofa się też z aktywności w obszarze gazu (zarówno rurociągowego, jak i LNG) w Rosji. Zaznacza przy tym, że ostatecznie to rządy decydują o niezwykle trudnych kompromisach, które muszą zostać dokonane podczas wojny na Ukrainie.
Przeczytaj też: Spółka Nord Stream 2 ogłasza upadłość
W tej historii Shella jak w soczewce widać, że społeczna presja ma sens. Jednocześnie wchodzimy w nowy etap, w którym społeczna odpowiedzialność biznesu zaczyna być ważna dla coraz szerszej grupy obserwatorów. Ma też zupełnie inny wymiar humanitarny.
Jeśli chodzi o aspekt techniczny, to jasno też widać, że rezygnacja z rosyjskich dostaw nie jest możliwa z dnia na dzień. Być może – co też można wywnioskować z treści oświadczenia koncernu – musimy przygotować się na to, że podobnych zakupów ropy od Rosjan będzie więcej. Rafinerie pracują na różnych gatunkach ropy, a z nich wytwarzane są różne wielkości produktów ropopochodnych. Np. z lżejszych rop powstaje więcej nafty, a jej nadmiar może prowadzić do przepełnienia magazynów. Skoro powstaje więcej jednego produktu, maleje przerób innych.
Coraz częściej słychać przy tym, że receptą na paliwowe bolączki Europy będzie ograniczanie konsumpcji i postulowana od dekad przez klimatologów transformacja energetyczna.
Fotografia: Stacja Shell, mat. prasowe