Europejczycy długo nie chcieli brudzić sobie rąk własnymi odpadami. Może zostaną do tego zmuszeni
Europejczycy produkują ogromne ilości śmieci. Z danych Eurostatu wynika, że w roku 2018 jeden mieszkaniec UE wyprodukował średnio blisko pół tony odpadów. Inne wyliczenia pokazują, że tylko niemieckie gospodarstwa domowe generują ich rocznie 38 mln ton. W czołówce największych producentów śmieci towarzyszą im inne państwa Starego Kontynentu, w tym Polska. Jeszcze kilka lat temu problem ten był dla przeciętnego obywatela niezauważalny, bo surowce wtórne w wielkich ilościach ściągały Chiny. O tym należy już jednak zapomnieć.
Przeczytaj też: Chiny mówią „dość” plastikowi . To początek globalnych zmian
Państwo Środka zamierza niebawem zmienić prawo i wprowadzić całkowity zakaz importu odpadów stałych. Miałby on obowiązywać od roku 2021. Trudno uznać to za rewolucję, mamy do czynienia raczej z ewolucją, bo Chiny już kilka lat temu wprowadziły ograniczenia w imporcie śmieci. Na liście zakazanych odpadów znalazło się wówczas kilkadziesiąt pozycji. Teraz zostanie ona rozszerzona. Po raz kolejny można trafić na tłumaczenia, że państwo chce w ten sposób chronić środowisko naturalne i zdrowie swoich obywateli. Oczywiście wpływ na te decyzje mają też względy ekonomiczne.
Zakaz importu śmieci będzie miał wpływ na kraje, które pozbywały się odpadów wysyłając je do Azji. To było widoczne już parę lat temu, gdy rozwinięte gospodarki, nie tylko europejskie, poszukiwały nowych składowisk, czyli państw, które mogłyby zastąpić Chiny. Kontenery z problematycznym ładunkiem zaczęły masowo trafiać do Tajlandii, Wietnamu czy Malezji. Wspomniane kraje szybko zaczęły się jednak wycofywać z przyjmowania odpadów, ponieważ nie były w stanie ich przetwarzać. Łatwo sobie wyobrazić, że dokręcanie śruby przez najludniejszy kraj świata zintensyfikuje problem.
Przeczytaj też: A gdyby tak plastik rozkładał się w ciągu roku od wyrzucenia?
Niedawno pisaliśmy w green-news.pl, że połowa (46 proc.) segregowanych plastikowych odpadów pochodzących z Europy jest eksportowana do innych regionów świata. W teorii mają być poddane recyklingowi. W praktyce często lądują na wysypiskach i w oceanach. Europejczycy nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć o tej sprawie. Możliwe jednak, że zderzą się z rzeczywistością, gdy ich odpady przestaną być odbierane i okaże się, że kwestię surowców wtórnych trzeba rozwiązać na własnym podwórku. W krótkim czasie, ekspresowym tempie i na wielką skalę. Ale może właśnie tego nam trzeba.