Łąki kwietne, owady, ptaki i ssaki – wszystko to może się pojawić na farmie fotowoltaicznej
Przeciwnicy OZE, a czasem także ich zwolennicy, przekonują, że chociaż sama energia jest zielona, to farmy wiatrowe czy słoneczne nie są pozbawione wad. Te pierwsze mają np. zagrażać ptakom (badania nie są w tej sprawie jednoznaczne), a fotowoltaika oznacza wyłączenie z użytku pokaźnych areałów, ich zasłonięcie i doprowadzenie do pustynnienia. Taki scenariusz jest prawdopodobny. Ale Vattenfall tłumaczy, że można inaczej.
Szwedzki koncern energetyczny od dawna przywiązuje wagę do kwestii klimatu i ochrony środowiska. Nie powinno zatem dziwić, że w rozwoju fotowoltaiki dostrzegł on możliwości wykraczające poza produkcję energii elektrycznej. Firma przekonuje, że farmy słoneczne mogą zwiększać różnorodność biologiczną. Tłumaczy to na przykładzie własnych inwestycji. Ich planowanie, projektowanie i urzeczywistnianie może, a nawet powinno przebiegać tak, by skorzystała na tym natura.
Krokiem pierwszym jest właściwy dobór miejsca, w którym powstanie farma. Vattenfall nie buduje np. na obszarach Natura 2000. Firma chce dopasować swoją inwestycję do krajobrazu i bierze pod uwagę zdanie oraz wskazówki innych stron. Chociaż producent energii sam poszukuje przestrzeni pod swoje instalacje, to jest otwarty na propozycje lokalnych społeczności – one najlepiej znają swoją okolicę i wiedzą, gdzie farma słoneczna mogłaby się sprawdzić. Jeśli firma uzna je za technicznie i ekonomicznie przydatne, można przejść do kroku drugiego.
Przy projektowaniu farmy słonecznej, która ma być przyjazna środowisku, trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników. Inżynierom nie uda się np. całkowicie zniwelować zacienienia, jakie towarzyszy panelom, ale można je minimalizować. Ważne jest zatem właściwe ustawienie instalacji oraz dobranie takich roślin, które najlepiej poradzą sobie w trudniejszych warunkach. Istotne jest to, by zachować odpowiednią przestrzeń między rzędami, a panele umieścić na takiej wysokości, która pozwoli rozwinąć się florze.
Krok trzeci to opracowanie właściwej strategii ekologicznej dla farmy. Także i tu bardzo przydatna może się okazać współpraca z lokalną społecznością, ekologami, instytucjami naukowymi czy organizacjami pozarządowymi, ponieważ każda lokalizacja wymaga zastosowania innej strategii. Na podstawie zaleceń partnerów Vattenfall może dobrać odpowiednią mieszankę roślin (takimi projektami zajmuje się m.in. startup Państwo Łąka), które będą miały pozytywny wpływ na rozwój owadów, gryzoni, ptaków czy gadów.
Przeczytajcei także: Chcesz żyć dłużej? Otaczaj się zielenią
Niewskazane jest oczywiście stosowanie nawozów czy innych środków chemicznych, a w ramach rozwoju takiego projektu można na farmie umieścić budki dla ptaków czy hotele dla owadów. W tym miejscu warto przypomnieć, że należąca do Dominiki Kulczyk Polenergia na swojej farmie fotowoltaicznej hoduje pszczoły. Na razie pasieka składa się z dziesięciu uli, a zamieszkujące je owady mają do dyspozycji kilkuhektarową miododajną łąkę kwiatową. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pasieka wyprodukuje do 400 kg miodu rocznie.
Przykład z Polski pokazuje, że farma słoneczna nie musi być jałową pustynią, a podejście szwedzkiej korporacji zachęca do myślenia o takich inwestycjach znacznie szerzej, poza ramami przyjętymi lata temu, gdy pod uwagę brany był przede wszystkim czynnik ekonomiczny. Dzisiaj wiadomo już doskonale, że zyski, nawet bardzo wysokie, nie zrekompensują strat związanych z degradacją środowiska, kryzysem klimatycznym, zanikiem bioróżnorodności, z jakim zaczyna się zmagać nasza planeta. Vattenfall stawia sprawę naprawdę jasno: kawałek ziemi przeznaczony pod farmę po 25 latach użytkowania (tyle działają panele) ma przestać być monokulturą, a zamiast tego stanie się bardzo ożywioną, zróżnicowaną biologicznie przestrzenią. Inne przykłady ze świata pokazują że OZE mogą być również pomysłem na walkę z suszą, o czym przeczytasz tutaj.