Dla PGG nie ma żadnej alternatywy, jak tylko zacząć oszczędzać. Spotkanie z wicepremierem i szefem MAP Jackiem Sasinem tego nie zmienia
Trudno powiedzieć, jak dużo po wtorkowych rozmowach z wicepremierem i ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem obiecywali sobie liderzy górniczych związków zawodowych. Jeśli jednak liczyli, że przekonają szefa MAP, by Polska Grupa Górnicza prowadziła restrukturyzację według ich scenariusza, to mogą się czuć rozczarowani.
Przypomnę: PGG to największy producent węgla kamiennego w Polsce. Zatrudnia 41 tys. osob. Od miesięcy jest w poważnej sytuacji. Problemy PGG pogłębiły się na skutek bardzo łagodnej zimy, a obecnie również koronawirusowego spowolnienia gospodarczego. Oba czynniki przyczyniają się do tego, że popyt na krajowy węgiel spada.
Przeczytaj też: Solidarność pisze do szefa PiS, by ten nakazał spalać więcej węgla
Spółce zaczyna brakować pieniędzy na bieżące zobowiązania, więc zarząd PGG przedstawił propozycję działań naprawczych. Zgodnie z nią górnicy przez trzy miesiące mieliby pracować tylko cztery dni w tygodniu, czyli o 20 proc. krócej. Ich wynagrodzenia zostałyby ścięte również o jedną piątą. Więcej o tej propozycji przeczytasz tutaj. Związki jednak nie przyjęły do wiadomości, że antykryzysowa propozycja PGG wynika z realnej groźby bankructwa. Przedstawiły własną wersję działań zaradczych, droższą dla spółki.
Z informacji green-news.pl wynika jednak, że związkowcy nie dostali dziś w Warszawie żadnej taryfy ulgowej, ani sygnału, że MAP wpłynie na zarząd spółki górniczej, by ten odszedł od pomysłu redukcji płac.
– Było to spotkanie informacyjne, nie negocjacyjne. Wicepremier Jacek Sasin zadeklarował, że jest zdeterminowany, by pracować nad uzdrowieniem sytuacji w Polskiej Grupie Górniczej. Jednak wszystkie zainteresowane strony wiedzą, że jest to sytuacja poważna – mówi mi Karol Manys, rzecznik MAP.
Szczegółów rozmów nie chce jednak ujawnić. Stanowiska nie przedstawiła też strona związkowa. Jednak od znających sprawę osób usłyszałam, że związkowcy usłyszeli dokładnie to, o czym mówi się powszechnie od jakiegoś czasu. Dla redukcji wynagrodzeń nie ma alternatywy. Spółka stoi przed wyborem: albo cięcia, albo upadłość.
Propozycja 20 proc. redukcji płac i czasu pracy to wzięte wprost z tarczy antykryzysowej rozwiązanie, w którym pracodawca dostaje od państwa dopłatę w wysokości połowy obniżonych wynagrodzeń. Propozycja związków to alternatywna opcja, czyli tak zwany przestój ekonomiczny. Pracodawca dostaje wsparcie tylko w wysokości 50 proc. płacy minimalnej (w praktyce około 1300 zł na pracownika).
Przeczytaj też: To koniec górnictwa, jakie znamy
Dotychczas tradycją było, że związkowcy jeśli nie dostawali tego co chcieli od władz PGG, to grozili protestami i rząd spełniał ich oczekiwania, by nie narazić się na strajki. Tym razem jednak i zarząd PGG i szef MAP zdają się stać na tej samej pozycji. To oznacza, że sytuacja faktycznie musi być poważna.
Tak jak pisaliśmy w green-news.pl: kończą się czasy górnictwa, jakie znamy. PGG koniecznie musi się zrestrukturyzować. Przypomnę, że dzisiaj mówi się o ratowaniu spółki bez zamykania najbardziej nierentownych kopalń. Jeśli jednak kryzys gospodarczy w kraju okaże się tak poważny, jak ostrzegają ekonomiści, to kto wie – może i o tym trzeba będzie zacząć rozmawiać.
Związki zawodowe mają przemyśleć dotychczasowe ustalenia z zarządem PGG i szefem MAP i odnieść się do przedstawionych im warunków w czwartek, 23 kwietnia.