Jego twórca deklaruje, że to najbardziej zielony samochód w historii. Pytanie, czy będzie w stanie poradzić sobie w czasie koronawirusowego kryzysu
Trzeci kwartał bieżącego roku – właśnie wtedy Henrik Fisker ma podać szczegóły dotyczące produkcji modelu Ocean. Wedle pierwotnego planu elektryk miał się doczekać szerszej prezentacji w pierwszej połowie 2020 roku, ale pandemia pokrzyżowała te zamiary. Oby tylko ekologiczny, elektryczny SUV, jak przedstawia go twórca, dotrwał do lepszych dla motoryzacji czasów.
Przeczytaj też: Zielone „gruszki” za kilka miesięcy pojawią się na ulicach
Henrik Fisker jest postacią dobrze kojarzoną w swojej branży. Pracował dla znanych marek motoryzacyjnych, zajmował się między innymi projektowaniem samochodów, a kilka lat temu postanowił poświęcić się autom na prąd. Jak dotąd, bez imponujących efektów. Przełomem ma być wspomniany model Ocean. Na razie wiadomo o nim tyle, że zostanie wyposażony w akumulatory o pojemności 80 kWh, dzięki którym będzie mógł przejechać do 480 km na jednym ładowaniu (w praktyce ten wynik będzie zapewne znacznie gorszy).
Produkcja ma być całkowicie neutralna pod względem emisji CO2. Część materiałów wykorzystanych wewnątrz auta ma pochodzić z recyklingu. Użyte zostaną m.in. zniszczone sieci rybackie czy resztki gumy, z której produkuje się opony. Fisker planuje również montować panele fotowoltaiczne na dachu auta, by zwiększyć jego zasięg. Z wczesnych deklaracji i doświadczeń innych producentów można jednak wywnioskować, że to rozwiązanie pozwoli doładowywać baterię auta tylko w niewielkim stopniu. Potencjalnych klientów bardziej może zainteresować możliwość ekspresowego ładowania akumulatorów z pomocą szybkich ładowarek.
Przeczytaj też: Toyota w końcu zabiera się na poważnie za samochody elektryczne
Ciekawie z pewnością prezentuje się sposób, w jakim startup zamierza sprzedawać auto. Chce to robić z całkowitym pominięciem dealerów, wykorzystując aplikację mobilną. Klient może się zdecydować zarówno na długi wynajem, jak i na krótkie wypożyczenie samochodu. Jeśli wierzyć wstępnym deklaracjom, będzie stosunkowo tanio: 379 dolarów miesięcznie. Przy obecnym kursie daje to blisko 1600 zł, ale trzeba mieć na uwadze, że mowa o nowoczesnym samochodzie elektrycznym, który sam producent pozycjonuje jako luksusowy. Podstawową wersję Ocean Fisker wycenił na niespełna 38 tys. dolarów.
Co z dostępnością? Jak już wspomniano, szczegóły mają się pojawić za kilka miesięcy. Wedle pierwotnego planu produkcja elektryka miałaby się rozpocząć pod koniec 2021 roku, a do klientów pierwsze egzemplarze trafiłyby w drugiej połowie kolejnego roku. Wypada przy tym pamiętać, że opóźnienia zdarzają się zarówno wielkim koncernom, jak i wschodzącym gwiazdom typu Tesla. W czasach pandemii problemy z produkcją są jeszcze bardziej prawdopodobne.