Przewoźnicy są w stanie zrobić bardzo dużo, by nie stracić pozycji na obleganych lotniskach. Niestety, cierpi na tym środowisko naturalne. Niezbędna jest zmiana przepisów
Pandemia koronawirusa i COVID-19 uderza w kolejne sektory gospodarki. O poważnych problemach może już mówić np. branża lotnicza, która w sposób niezamierzony, ale jednak, przyczyniła się do szybkiego rozprzestrzenienia się wirusa. Kolejne linie informują o uziemionych flotach, wielkich stratach, a nawet możliwych bankructwach. Mimo to w powietrzu nie brakuje samolotów widmo, czyli maszyn latających bez pasażerów. Dlaczego?
Przeczytaj też: W Chinach kwarantanna uratowała 20 razy więcej osób, niż zmarło na COVID-19
Na ten ciekawy temat moją uwagę zwrócił kilka dni temu nasz czytelnik, Paweł Nyczaj. W komentarzu do tekstu Koronawirus zaszkodzi podwójnie? W dłuższej perspektywie może stać się wymówką, by nie walczyć z kryzysem klimatycznym pisał o samolotach kursujących między głównymi lotniskami, żeby utrzymać sloty. Linie lotnicze robią to bardzo niechętnie, ale dopóki nie zmienią się przepisy, właściwie nie mają wyjścia.
Czym jest slot? W najprostszym ujęciu to pozwolenie na start i lądowanie w konkretnym przedziale czasowym. Sloty mają porządkować ruch na lotniskach, zwłaszcza tych najbardziej obleganych. W przypadku kilkuset najpopularniejszych portów na świecie, sloty są bardzo trudno dostępne i jeśli jakaś linia je posiada, jest w stanie zrobić naprawdę wiele, by nie stracić swojego miejsca w kolejce.
Przeczytaj też: Skąd wziął się koronawirus? Z działalności człowieka
Gdyby do tego doszło, przewoźnika czekają problemy. I nie chodzi tylko o utratę połączenia na popularnej trasie w dogodnych godzinach. Usunięcie jednego połączenia czy lotniska może wywołać poważne zamieszanie w całym harmonogramie lotów danej firmy. Konkurencja tylko czeka na zwolnienie slotów i bardzo ciężko je odzyskać. Popyt znacznie przewyższa podaż, więc za atrakcyjne sloty przewoźnicy są skłonni płacić dziesiątki milionów dolarów.
Jest już zatem jasne, o co toczy się gra. Ale co mają do tego puste samoloty? Otóż, według przepisów, jeśli sloty są wykorzystywane przez przewoźnika przynajmniej w 80 proc., to automatycznie zdobywa on do nich prawo w kolejnym sezonie. Za loty widmo nie można zatem obwiniać wyłącznie linii lotniczych – one próbują zapewnić sobie przyszłość. Nawet, jeśli oznacza to dodatkowe koszty (paliwo, wynagrodzenie pracowników) oraz olbrzymie, niepotrzebne obciążenie dla środowiska.
Przeczytaj też: Minister środowiska z potwierdzonym koronawirusem
Przepisy, które mogłyby zawiesić wspomnianą regułę i uchronić linie przed dodatkowymi kosztami, a planetę przed nadmiernymi emisjami, są wprowadzane w sytuacjach kryzysowych. Tak było po atakach na World Trade Center w 2001 roku czy w czasie ostatniego kryzysu ekonomicznego z 2008 roku. W takich okresach pasażerowie odwołują podróże, a przewoźnicy domagają się, by nie ciążyła nad nimi groźba utraty slotów. Teraz jest podobnie i urzędnicy już działają w tej sprawie. W przypadku naszego kontynentu odpowiednie decyzje podejmuje Komisja Europejska.
Zawieszenie przepisu mówiącego o 80 proc. wykorzystania slotu ma potrwać do końca pierwszego półrocza 2020 roku. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) już teraz przekonuje jednak, że to nie wystarczy i konieczne będzie rozciągnięcie tej decyzji w czasie o przynajmniej kilka dodatkowych miesięcy. Z pewnością przysłuży się to nie tylko przewoźnikom. Szkoda tylko, że na odpowiednie kroki w tej sprawie trzeba było czekać tak długo.