Wywrotka na wodór zostanie przetestowana w kopalni w RPA
Kilka lat temu głośno zrobiło się na temat wywrotki eDumper, zbudowanej na bazie pojazdu Komatsu zasilanego silnikiem Diesla. Media obiegła informacja, że ważącego 45 ton giganta przerobiono na wersję elektryczną. Chodziło nie tylko o zyski ekologiczne, ale też ekonomiczne. Wydawało się wówczas, że ten olbrzym długo pozostanie największym elektrykiem świata. Na horyzoncie pojawia się jednak znacznie potężniejszy sprzęt do transportu.
Przeczytaj też: Jedna z największych linii lotniczych chce być neutralna pod względem emisji CO2
Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, nowy rekordzista będzie ważył aż 290 ton. Pracują nad nim trzy firmy: Anglo American (branża wydobywcza), Engie (sektor elektroenergetyczny) oraz Williams Advanced Engineering, czyli jednostka powiązana ze słynnym zespołem F1. Ich celem jest stworzenie pojazdu elektrycznego na ogniwa paliwowe, w którym znajdzie się miejsce na pojemny akumulator. Także i w tym przypadku konstrukcją wyjściową jest wywrotka z silnikiem Diesla. Ten ostatni ma zniknąć, a nowy pojazd powinien być nie tylko bardziej eko i cichszy, ale też tańszy w utrzymaniu od swego poprzednika.
Zakończono już prace koncepcyjne, w tym roku partnerzy przystąpią do praktycznych zmian. Testy maszyny mają być prowadzone w kopalni w południowoafrykańskiej gminie Mogalakwena. Nowy pojazd pomoże firmie Anglo American osiągnąć cel redukcji emisji gazów cieplarnianych o 30 proc. do roku 2030. Mogłoby się wydawać, że jeden samochód zasilany wodorem niewiele zmienia, ale trzeba mieć na uwadze, że wozidła tego typu spalają olbrzymie ilości paliwa
Przeczytaj też: Shell będzie produkował zieloną energię
Opisując ten projekt, warto wspomnieć o wykorzystaniu przez twórców mechanizmu hamowania rekuperacyjnego, w którym odzyskuje się energię kinetyczną traconą podczas hamowania i zamienia się ją na energię elektryczną. Innymi słowy: gdy gigant będzie pokonywał trasę z góry na dół, nie powinien wykorzystywać energii z akumulatora. Co więcej – akumulator może być wówczas ładowany. To rozwiązanie stosowane jest nie tylko w przypadku wielkich wywrotek.
Zielonych gigantów będzie zapewne przybywać – firmy wydobywcze i transportowe będą chciały w ten sposób sprostać wymogom dotyczącym emisji gazów cieplarnianych. Sprawy nie załatwią jedynie elektryczne auta osobowe czy wodorowe autobusy wożące pracowników – potrzebne są także nisko- lub zeroemisyjne molochy ważące po kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset ton. Może się okazać, że poważnie wyprzedzają one „brudną” konkurencję także na polu opłacalności.