Premier Boris Johnson zapowiedział przyspieszenie rewolucji na brytyjskich drogach
Wielka Brytania może w roku 2035 pożegnać się z nowymi samochodami wyposażonymi w silniki benzynowe i diesla. Pierwotnie zakładano, że zakaz ich sprzedaży zacznie obowiązywać w roku 2040. Najświeższe plany przewidują także rozszerzenie zakazu na auta hybrydowe. Już za 15 lat Brytyjczycy mogliby zatem kupować jedynie elektryki i pojazdy zasilane wodorem. Plany przedstawione przez Borisa Johnsona zostaną poddane konsultacjom, a potem trafią pod głosowanie parlamentu. Warto jednak pamiętać, że urzędujący premier może w nim liczyć na zdecydowane poparcie.
Przeczytaj też: Rynek elektromobilności na ręcznym hamulcu. Bez dopłat się nie rozkręci
Propozycja z pewnością spotka się ze sprzeciwem przemysłu motoryzacyjnego. Perspektywa 15 lat może wydawać się odległa, ale nie w przypadku tego biznesu. Niedawno pisaliśmy w green-news.pl, że Volkswagen, największy na świecie producent samochodów, potrzebował kilku lat, by dostarczyć na rynek ćwierć miliona aut elektrycznych (do tej grupy zaliczają się także hybrydy typu plug-in). Jeżeli Wielka Brytania realnie myśli o zmianach, musi przygotować na nią nie tylko klientów, ale też całą infrastrukturę.
Deklaracja dotycząca samochodów została wygłoszona przy okazji zainaugurowania przygotowań do listopadowego szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow. Wypada zauważyć, że odbyło się to w atmosferze małego skandalu: kilka dni wcześniej ze stanowiska odwołano szefową konferencji, Claire O’Neill. Wobec ekipy rządzącej padają z jej strony oskarżenia dotyczące braku odpowiedniego zaangażowania w organizację szczytu. Sama Claire O'Neill broniąc się powiedziała, że premier Johnson nie rozumie zagadnienia zmian klimatycznych.
Przeczytaj też: Oto jest! Dieselgate nareszcie w Polsce
Pojawia się zatem pytanie, czy szef brytyjskiego rządu postanowił wziąć odpowiedzialność za planetę, jak zadeklarował i przyspieszyć pewne procesy, by sprostać wyzwaniu neutralności klimatycznej jego kraju w 2050 roku? Alternatywą jest niestety mydlenie oczu opinii publicznej i puste deklaracje, że państwo w sprzyjających warunkach może się pozbyć nowych spalinowych pojazdów jeszcze szybciej niż we wspomnianym 2035 roku. Warto przy tym pamiętać, że problem jest poważny, bo nawet nowe diesle trują.
Wokół szczytu w Glasgow mogą się jeszcze pojawić spory. Ekipie Borisa Johnsona coraz trudniej dogadać się z Parlamentem Szkockim i napięcia będą pewnie występować do listopadowej imprezy. Szkocja już teraz zapowiedziała, że z pojazdami z silnikami spalinowymi postara się uporać jeszcze szybciej, bo w roku 2032. Nie może tego jednak dokonać poprzez zakazy, więc zastosuje zachęty, wśród których ma się pojawić rozbudowa niezbędnej infrastruktury. Oby to przeciąganie liny skończyło się pomyślnie dla środowiska.