Ładowanie do 80-85 proc. baterii zajmuje tu mniej niż 30 minut. Wystarczy więc na przerwę na toaletę i kawę
Podobno segment samochodów elektrycznych zacznie się prawdziwie liczyć dopiero wtedy, gdy najważniejsi producenci włączą się do wyścigu o skonstruowanie najlepszego auta na prąd. Wydaje się, że premiera Porsche Taycan jest właśnie tym momentem. Oczywiście na rynku jest już dostępnych sporo rozwiązań od innych marek – mocno w elektryki inwestuje Hyundai, Nissan znowu odświeżył swój pionierski projekt Leafa, a BMW promuje i3. I jest też oczywiście Tesla, czyli marka, która zdefiniowała, czego można oczekiwać od pojazdów elektrycznych o wysokich osiągach.
Przeczytaj też: Audi zmniejszy o 30 proc. emisję CO2 w cyklu życia pojazdów
Tymczasem Porsche, jedna z najsilniejszych i najbardziej pożądnych firm motoryzacyjnych na świecie nie spieszyło się z pracami nad samochodami elektrycznymi. Ostatni tego typu koncept sygnowany nazwiskiem Ferdynanda Porsche, czyli Mission E, zaprezentowano w 2015 roku. Okazuje się, że warto było czekać te cztery lata. Porsche Taycan to projekt skończony i zupełnie przyzwoity, choć nie brak mu wad typowych dla każdego pojazdu elektrycznego.
Pierwsze Porsche na prąd jest dostępne w trzech modelach. Najtańszy z nich Taycan 4S – jak wskazuje nazwa – osiąga setkę w zaledwie 4 sekundy i pokona ponad 400 km na jednym ładowaniu. W standardzie tego modelu dostępny jest jednowarstwowy akumulator Performance o łącznej pojemności 79,2 kWh. Przewidziano także wersję z akumulatorem dwuwarstwowym Performance Plus o pojemności całkowitej 93,5 kWh. Mocniejszy akumulator daje też zasięg większy o ponad 50 km. Za dostępny już od stycznia 4S będzie trzeba zapłacić 454 tys. złotych.
Mocniejsze i droższe wersje – Turbo i Turbo S osiągną pierwsze sto kilometrów na liczniku prędkości odpowiednio w 3,2 oraz w 2,8 sekundy, a na jednym ładowaniu pokonają 450 i 412 km. Turbo generuje przy tym moc 650 koni, a Turbo S aż 761 koni mechanicznych. Oba pojazdy są już w standardzie wyposażone w dwuwarstwowy akumulator Performance Plus. Porsche Taycan Turbo kosztuje 650 tys. zł., a Turbo S – 790 tys. zł.
Przeczytaj też: Elektryczny Seat Mii w Polsce już za kilka miesięcy
Akumulatory litowo-jonowe umieszczono centralnie i są źródłem energii dla dwóch silników – po jednym na każdej osi. Układ kierowniczy, konstrukcja zawieszenia i geometria są podobne do rozwiązań znanych z Panamery. Tylna skrzynia biegów jest dwubiegowa, co zapewnia nie tylko wbijające w fotel przyspieszenie, ale również bardziej wydajne dostarczanie mocy podczas jazdy.
Ładowanie do 80-85 proc. baterii zajmuje mniej niż 30 minut. Wystarczy więc na przerwę na toaletę i kawę. Oczywiście, nie jest to pięć minut potrzebnych na zatankowanie konwencjonalnego auta, ale warto zauważyć, że czasy ładowania baterii i tak znacząco spadły w porównaniu ze starszymi projektami samochodów elektrycznych.
Z zewnątrz Taycan wygląda rewelacyjnie. Jest ostrzejszy, bardziej agresywny niż Panamera i wyróżnia się na drodze. Wewnątrz z pewnością przydałoby się trochę więcej miejsca w drugim rzędzie. Szef zespołu projektantów Porsche, zapytany o to, co najbardziej ceni w wyglądzie Taycana, powiedział, że jest to auto absolutnie wyjątkowe pod względem proporcji. Zwykle pojazdy o napędzie wyłącznie elektrycznym są wyższe niż ich konwencjonalnie napędzane odpowiedniki, ponieważ stosunkowo ciężkie i duże akumulatory umieszcza się w podłodze. Ponieważ nie można było poszerzyć auta, aby zachować środek ciężkości, w Taycanie pasażerowie siedzą znacznie niżej niż w innych pojazdach marki.
Czym Porsche Taycan może zachęcić klientów dysponujących odpowiednią sumą pieniędzy? Zdecydowanie na plus auta należy zapisać przyspieszenie i elektryczną wydajność oraz design nieodbiegający od stylistyki Porsche i doskonałe doświadczenie jazdy. To auto po prostu świetnie się prowadzi.