Tusk chce szantażować Polaków ustawą wiatrakową, stwierdził Karol Nawrocki. Choć obie strony odwołują się do interesu obywateli, w tle widać czysto polityczną rozgrywkę
Nowy prezydent Karol Nawrocki już wcześniej zapowiadał, że nie podpisze tzw. ustawy wiatrakowej, którą przygotowała koalicja rządowa. Żeby zwiększyć presję na prezydenta, do proponowanych przepisów „wrzucono” również przedłużenie mrożenia cen energii dla gospodarstw domowych w IV kwartale br. Jednocześnie Karol Nawrocki został zasypany apelami, by złożyć podpis pod przepisami liberalizującymi zasady lokalizowania nowych farm wiatrowych (o szczegółach przeczytasz w tekście Czy ktoś namówi Nawrockiego na wiatraki).
Przeczytaj też: URE z nową prezeską
We wtorek prezydent wystąpił w „Gościu Wydarzeń” w Polsat News. Tam uciął wszelkie branżowe i polityczne spekulacje. – Pan premier Donald Tusk chce szantażować Polaków ustawą wiatrakową. Ja nie zamierzam się temu poddać. Decyzja w sprawie tej ustawy będzie podjęta niebawem – powiedział, dodając, że w sprawie obniżenia cen energii dla odbiorców przedstawi własną propozycję. Warto zaznaczyć, że tym sposobem będzie miał szansę wywiązać się ze złożonej w kampanii wyborczej obietnicy obniżenia cen prądu o 33 proc.
Nawrocki wyraźnie zarysował linię sporu: z jednej strony mamy rząd, który chce przepchnąć liberalizację przepisów wiatrakowych, z drugiej – prezydenta, który nie chce firmować ustawy „przyklejonej” do tematu cen energii. Choć obie strony odwołują się do interesu obywateli, w tle widać czysto polityczne rachuby.
Dla rządu Donalda Tuska ustawa wiatrakowa to kluczowy element odblokowania nowych mocy w OZE, bez których realizacja celów klimatycznych i unijnych zobowiązań stanie się znacznie trudniejsza. Z kolei dla Karola Nawrockiego to okazja, by pokazać samodzielność i opór wobec rządu, a jednocześnie wzmocnić własny przekaz o ochronie obywateli przed „presją branży i lobbingu”.
Kto na tym wygrywa? W krótkim terminie Karol Nawrocki. Obecna koalicja sama wpędziła się w problemy, niepotrzebnie komplikując i przedłużając prace nad wiatrakami. Choć zatwierdzenie ustawy przez poprzedniego prezydenta Andrzeja Dudę również było mocno wątpliwe, to jednak dziś istniałaby możliwość rozważenia alternatywnych scenariuszy. Teraz trzeba de facto zacząć od zera, a proces legislacyjny ponownie wejdzie w fazę politycznych targów.
Na tym tle widać, jak mocno energetyka wiatrowa stała się zakładnikiem szerszej gry politycznej i lobbingowej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ustawie wiatrakowej od samego początku nie do końca chodziło o wiatraki. W sprawę angażują się nie tylko przedstawiciele branży OZE i inwestorzy, lecz także grupy interesów powiązane z konwencjonalną energetyką, które chętnie wykorzystują zamieszanie do blokowania szybkiego wzrostu konkurencji ze strony taniej energii z wiatru. Prezydenckie weto stanie się więc nie tylko przeszkodą dla projektów wiatrowych, ale też argumentem w rękach tych, którzy chcą utrzymać obecny miks energetyczny jak najdłużej.
Przeczytaj też: Jest data tegorocznej aukcji dla offshore wind
Dodatkowym problemem jest powiązanie liberalizacji zasad lokalizacji farm wiatrowych z odblokowaniem części środków z Krajowego Planu Odbudowy. Bruksela od miesięcy sygnalizuje, że tempo rozwoju OZE – w tym wiatru na lądzie – jest jednym z warunków wypłaty kolejnych transz finansowania. Jeśli temat wiatraków upadnie, Polska może nie tylko stracić miliardy euro tanich pożyczek i grantów, ale też wysłać inwestorom jasny sygnał: w obszarze zielonej transformacji lepiej wstrzymać się z decyzjami, bo ryzyko polityczne znów zaczyna przeważać nad przewidywalnością rynku.
Foto: Karol Borawski, KPRP