Elektryczny carsharing w Warszawie ma wspierać bezemisyjny transport i dawać frajdę z jazdy. Jednak niektórzy zdają się zapominać, że kierujących samochodami elektrycznymi dotyczą te same przepisy, co wszystkich innych na polskich drogach
Zaczyna się weekend, czyli czas, w którym warszawiacy najchętniej korzystają z innogy go! – największego carsharingu elektrycznego w Polsce i w naszej części Europy. Samochodowy biznes innogy ma wspierać walkę ze smogiem, a przy tym ułatwiać i po prostu uprzyjemniać jazdę po mieście (auta na prąd mogą np. jeździć po buspasach).
Przeczytaj też: Na ulicach przybywa eko autobusów
Tyle teorii, bo praktyka nie zawsze wygląda różowo. Oto parę zdjęć pokazujących, jak użytkownicy go! dbają o auta. „Mistrzowie parkowania” naprawdę potrafią zadziwić. innogy prowadzi akcje informacyjne, żeby przypomnieć kierowcom, że elektryczne BMW i3 są, co prawda, ubezpieczone, ale za szkody z winy kierowców oraz mandaty zapłacić muszą oni sami.
Dlatego zostawianie auta w taki sposób, że trzeba go wyciągać holownikiem z plaży czy parkowanie na miejscach dla niepełnosprawnych (!) to po prostu złe pomysły. A już sytuacje, że auto wisi na słupku, trudno skomentować jakkolwiek.
Przeczytaj też: H&M wprowadza na rynek ubrania z przetworzonych butelek
Drugim dużym problem jest czystość wewnątrz samochodów. Sierść psa na tapicerce i resztki jedzenia na podłodze wykluczają auto z dalszego użytkowania. Kolejna sprawa – innogy wchodząc z carsharingiem do Warszawy wyposażyło swoje BMW i3 w kable do ładowania telefonów. W ciągu kilku tygodni zostały ukradzione co do jednego.
Niestety podobne sytuacje dotyczą też np. elektrycznych hulajnóg, które można znaleźć leżące na trawnikach, albo nawet koszach na śmieci. Kto wie, może takie zestawienie też pojawi się na green-news.pl. A przecież cała ekonomia współdzielenia, w tym carsharing, opierają się na poszanowaniu wspólnej własności. Dlatego nawet jeśli czas goni, nie parkujcie niezgodnie z przepisami.
Poniżej zdjęcia, które mówią, wydaje mi się, same za siebie: