Zachodni sąsiad mierzył się w 2022 r. nie tylko ze skutkami kryzysu energetycznego i wojny w Ukrainie. „Ratował” także Francję
509 terawatogodzin – tyle energii elektrycznej w 2022 roku wyprodukowano i wprowadzono do niemieckiej sieci elektroenergetycznej. To niemal trzy razy więcej niż w Polsce. Niemiecki Federalny Urząd Statystyczny podsumowuje w najnowszym zestawieniu, że w ubiegłym roku produkcja energii elektrycznej za Odrą spadła o 1,9 proc. To w dużej mierze efekt apeli i działań rządu w Berlinie, który zdecydował, że w związku z kryzysem energetycznym należy oszczędzać prąd oraz ciepło.
Przeczytaj też: Zielony wodór dla Danii i Niemiec popłynie pod Bałtykiem
Ubiegły rok jest kolejnym, w którym Niemcy musieli postawić na węgiel. Zasilane nim elektrownie były największym źródłem energii elektrycznej w kraju. Jedna trzecia prądu pochodziła właśnie z węgla. Spadł natomiast udział takich źródeł jak atom (do 6,4 proc.) oraz gazu (do 11,4 proc.). Odnawialne źródła energii (OZE) odpowiadały za produkcję 46,3 proc. energii elektrycznej w Niemczech, z czego za ponad 24 proc. – farmy wiatrowe. Zwiększył się także udział generacji z elektrowni słonecznych (fotowoltaika) i przekroczył 10 proc.
Mimo tego, że użycie węgla wzrosło, to w procentowym ujęciu udział konwencjonalnych źródeł energii w Niemczech spadł, a zwiększyło się wytwarzanie z OZE. W 2022 r. ponad 46 proc. energii w Niemczech było zielonej (cel to 80 proc. do 2030 roku).
Z danych urzędu wynika, że OZE w Niemczech w ubiegłym roku wyprodukowały około 235 TWh energii. To w ocenie ekspertów znad Łaby o wiele za mało. Już kiedy podawano wstępne dane za 2022 rok, organizacja Clean Energy Wire informowała, że produkcja „zielonej” energii z OZE może być zbliżona do historycznego rekordu. Jednak cel zakładany na 2030 rok wynosi ok. 600 TWh. To oznacza, że produkcja musi wzrosnąć przeszło dwukrotnie, a obecny postęp w rozwoju OZE jest u naszego zachodniego sąsiada zbyt wolny. Warto mieć natomiast na uwadze kolejne plany Berlina dla OZE, jak np. rozbudowa farm wiatrowych na morzu na niespotykaną dotąd skalę.
Przeczytaj też: Niemiecka Energiewende 2.0 albo opcja atomowa z Francji
To, że udział węgla w niemieckiej energetyce wzrośnie, było niemal pewne. Nałożyło się na to kilka czynników: drogi gaz i problemy z jego dostawami do Europy (przesył na Nord Stream), wynikające z kryzysu energetycznego po rosyjskiej agresji na Ukrainę. W dodatku Niemcy nie zmieniły zdania i zamierzają wyłączyć wszystkie swoje elektrownie jądrowe. Dodatkowym problemem była sytuacja w sąsiedniej Francji. Flota elektrowni jądrowych nad Loarą niedomagała, więc Niemcy eksportowały energię elektryczną do sąsiada.
Nadal nierozwiązana pozostaje sprawa elektrowni gazowych. Komisja Europejska zaleca państwom członkowskim, by nie uzależniały się od dostaw gazu, nawet jeżeli ten pochodzi spoza Rosji. Tymczasem Niemcy zamierzają stawiać jeszcze więcej takich elektrowni, ale... z założeniem, że potem przerobią je na jednostki mogące spalać lub współspalać wodór.