Wielki powrót węgla w Wielkiej Brytanii? Nic podobnego. Tłumaczymy, o co chodzi ze sprawą kopalni w Cumbrii
Wielka Brytania żyje sprawą nowej kopalni węgla Woodhouse Colliery w hrabstwie Cumbria, niedaleko miasta Whitehaven. Zielone światło od rządu dla tej inwestycji oznacza, że na Wyspach po raz pierwszy od 30 lat powstanie nowa kopalnia „czarnego złota”. Po wieloletnich sporach, w 2020 roku zgodę na jej uruchomienie wydały lokalne władze. Z kolei w 2021 r. wstrzymano się z decyzjami, ponieważ pojawiły się zastrzeżenia co do skutków ekologicznych przedsięwzięcia.
Szacowany koszt kopalni, którą zarządzać ma spółka West Cumbria Mining, to około 300 mln funtów. Los tego projektu nie jest jednak jeszcze przesądzony i nie można wykluczyć, że brytyjskie władze – nie pierwszy raz – zmienią zdanie. Jak donoszą media na Wyspach, przedstawiciele organizacji środowiskowych już szykują się na oprotestowanie Woodhouse Colliery.
Przeczytaj też: Ogromny magazyn energii obok największej morskiej elektrowni świata
Decyzja Brytyjczyków sprawiła, że są tacy – jak np. wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski – którzy ogłaszają powrót węgla i chwalą taki kierunek działań. Sprawa nie jest jednak czarno-biała i zarówno zwolennicy węgla, jak i przedstawiciele „zielonej” części opinii publicznej, zagalopowali się w wydawaniu osądów. Prawda natomiast w tym konkretnym przypadku leży gdzieś pośrodku.
Nie ma wątpliwości, że nowa kopalnia przyniesie negatywne skutki dla środowiska – trzeba będzie przeznaczyć pod nią teren, budowa będzie wiązała się z emisjami, etap wydobycia również. Są jednak dwie okoliczności „łagodzące”, którymi inwestycję w Cumbrii można usprawiedliwić. Po pierwsze: nie będzie tam wydobywany węgiel energetyczny, a węgiel koksujący. Po drugie: węgiel koksujący jest ważny dla przemysłu, zwłaszcza stalowego.
Tymczasem bez stali – a także innych kopalin, jak np. miedzi – trudno o transformację energetyczną. Wykonane z niej są turbiny wiatrowe, a także większość konstrukcji z paneli fotowoltaicznych. Takie argumenty podnosi też inwestor, czyli West Cumbria Mining. Brytyjczycy są już poza Unią Europejską, ale warto pamiętać, że Komisja Europejska od lat umieszcza węgiel koksujący na liście surowców krytycznych, bez których nie byłoby rozwoju odnawialnych źródeł energii czy technologii bateryjnych. To dlatego Jastrzębska Spółka Węglowa, która wydobywa głównie węgiel koksowniczy, ma mniej problemów, nie tylko finansowych, od Polskiej Grupy Górniczej.
Przeciwnicy inwestycji podkreślają jednak, że takie wyliczenia nijak mają się do możliwości, jakie branża może mieć lada moment. Chodzi o zastąpienie węgla wodorem przy produkcji stali (w roli reduktora), takie plany ma np. Thyssenkrupp. Jak wskazuje BBC, British Steel i Tata, czołowi producenci stali w Wielkiej Brytanii, zamierzają zmieniać metody wytwarzania i możliwe, że nie wykorzystają surowca z Cumbrii. Jeżeli taka sytuacja się utrzyma, to kopalnia będzie zarabiać głównie na eksporcie.
Przeczytaj też: W przetrwaniu zimy pomogą europejska solidarność i oszczędności
Trudno też oczekiwać „węglowego zwrotu” w wydaniu Brytyjczyków, a wyciąganie takich wniosków jest w tej sytuacji nietrafione. Wydobywanie węgla energetycznego na własne potrzeby w wydaniu Zjednoczonego Królestwa byłoby – delikatnie rzecz ujmując – głupotą. Na Wyspach pozostało niewiele działających elektrowni węglowych, a wszystkie mają zostać zamknięte w 2024 roku. Później najwyżej zostaną pozostawione jako rezerwowe źródła wytwórcze. W dodatku mniej więcej w tym samym czasie, gdy rząd wydawał zgodę dla Woodhouse Colliery, dał też zielone światło uwolnieniu wiatraków na lądzie, na co czekano od kilku lat.