Kraje rozwijające się zamierzają powrócić do kwestii, której nie udało się rozstrzygnąć na poprzednim szczycie w Glasgow
W niedzielę wystartowała 27. klimatyczna Konferencja Narodów Zjednoczonych (COP27) w egipskim Szarm el-Szejk. Potrwa do 17 listopada, a na każdy z dni szczytu zaplanowano określoną tematykę (dekarbonizacja, finanse, etc.) lub konkretne wydarzenie, jak np. spotkania światowych przywódców. Na tegorocznym COP, jak i na wszystkich poprzednich, tematem przewodnim będą skutki zmian klimatu, jednak tegoroczny szczyt jest na swój sposób wyjątkowy.
Kwestie klimatu nie zostaną odsunięte na boczny tor, jednak będą omawiane w sytuacji, gdy trwa kryzys energetyczny napędzany przez rosyjską agresję na Ukrainę. W dodatku w skali globalnej wciąż są odczuwalne skutki pandemii COVID-19. Tymczasem głównym tematem rozmów w Szarm el-Szejk będą pieniądze.
Przeczytaj też: Tchibo chwali się zrównoważonym rozwojem
Jeszcze przed szczytem w Egipcie nikt nie miał wątpliwości, że COP27 nie będzie przełomowy jak np. ten z 2015 roku w Paryżu (Porozumienie paryskie było pierwszym w historii dokumentem, w którym 190 państw świata zobowiązało się do wyhamowania globalnego wzrostu temperatur, by nie przekroczył on 1,5 st. C.). Podczas tegorocznych rozmów dominować będą kwestie, których nie udało się ustalić podczas COP26 w Glasgow w 2021 r. Chodzi o rekompensaty finansowe za szkody, które wywołują zmiany klimatu (mechanizm loss and damage).
W Glasgow kraje rozwinięte zablokowały pomysł utworzenia ogólnoświatowej organizacji, która zajmowałaby się wspieraniem mniej zamożnych państw w ponoszeniu kosztów wywoływanych przez globalne ocieplenie. Podczas COP27 oczekiwane jest wypracowanie porozumienia w tej sprawie. Wśród państw, które domagają się reakcji, są m.in. Chiny, a także kraje z Grupy 77 (w większości kraje postkolonialne z południowej półkuli, kraje afrykańskie, z Ameryki Południowej itd.). Miałaby powstać m.in. mapa drogowa, wytyczająca kierunki rozwoju takiej pomocy oraz sposoby wypłacania środków.
Dyskusji na ten temat sprzyjać będzie egipska prezydencja i poparcie ze strony innych krajów Afryki. Jednocześnie powódź w Pakistanie z lata tego roku odmieniła pozycję negocjatorów. Państwo to odpowiada za zaledwie około 1 proc. globalnej emisji CO2. Tymczasem jasne jest, że ostatnią katastrofę w tym kraju spowodowały zmiany klimatu. Rosnące średnie temperatury przyspieszają topnienie lodowców, a tych w górzystym Pakistanie nie brakuje. Stopiony lód i śnieg zasiliły później rzeki, powodując ogromne powodzie. Zginęło co najmniej 1700 osób, a miliony zostały bez dachu nad głową. Straty szacowane są na ponad 30 miliardów dolarów. Wydarzenia z 2022 roku staną się zapewne jednym z koronnych przykładów na to, że bogate państwa, będące jednocześnie największymi emitentami CO2, powinny partycypować w ponoszeniu kosztów likwidacji podobnych katastrof w przyszłości.
Przeczytaj też: Oglądając seriale na Netfliksie, zwiększasz emisję CO2
Na pewno można oczekiwać, że państwa ONZ po raz kolejny zobowiążą się do tego, że podejmą działania na rzecz walki z globalnym ociepleniem i postarają się zatrzymać je na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza (w porównaniu ze średnimi temperaturami sprzed epoki rewolucji przemysłowej). Nie zabraknie też debat o tym, jakie opcje mają światowe gospodarki, jeżeli chodzi o ratowanie klimatu.
Pomóc w tym może jeden z elementów większego raportu Międzyrządowego zespołu ds. zmian klimatu (IPCC) opublikowanego w tym roku. To szósty już raport dotyczący mitygacji (Mitigation Report), w którym określono, jakie inwestycje lub regulacje pomogą w redukcji emisji CO2.