Węgla ma nie zabraknąć, jednak rządowa dopłata pokrywa cenę zakupu niespełna półtorej tony. Wniosków o dodatek jest natomiast tyle, że łączna kwota dofinansowania przekroczyła szacunki rządu o 4 mld zł
– Nikt nie obiecywał, że węgiel jest, czy będzie za darmo, chociaż, jak widzę, takie przekonanie z jakiegoś powodu się zrodziło. Ten węgiel, który jest w dobrej cenie, to węgiel z krajowego wydobycia, ale oczywiście nie ma go w takiej ilości, żeby starczyło dla wszystkich. Tego nie obiecywaliśmy i obiecać nie możemy – mówiła we wtorek w Polsat News Anna Moskwa, ministerka klimatu i środowiska.
Szefowa MKiŚ opisywała w ten sposób sytuację na rynku węgla w kraju i problemy z jego zakupami, nie tylko związane z podażą, ale i ceną. Moskwa wyjaśniała, że do Polski wciąż trafia węgiel z Kolumbii, Indonezji, Australii czy RPA, który potem może zostać odsprzedany odbiorcom końcowym. Jego cena – wynikało z jej wypowiedzi – to około 2100 zł netto za tonę.
Przy takich cenach surowca rządowa dopłata (3000 zł na gospodarstwo domowe) pozwala więc kupić niespełna półtorej tony węgla. Tymczasem przeciętne gospodarstwo domowe potrzebuje od 3 do 5 ton węgla w sezonie grzewczym (wiele zależy od instalacji itp.).
Przeczytaj też: Słońcem w drożyznę i Putina. Rozpędzona fotowoltaika przynosi oszczędności
Lukę powstałą po wprowadzeniu embarga na węgiel z Rosji ma zasypać importowany surowiec, przynajmniej tak twierdzi szefowa MKiŚ. – Jeśli chodzi o ilość węgla, to co słyszymy – węgiel jest i węgiel będzie – zapewniała Anna Moskwa. Z kolei serwis WysokieNapiecie.pl wyliczał, że mimo podobnych deklaracji rządu, niezależnie od ceny węgla, zabraknie około 4 mln ton tego surowca.
Słowa Anny Moskwy odbiły się szerokim echem w mediach, zwłaszcza fragment dotyczący wcześniejszych obietnic rządu. We wtorek rzecznik MKiŚ Aleksander Brzózka na Twitterze zapewniał, że wypowiedź ministerki jest wyrwana z kontekstu.
Szanowni @RPEkonomia, ta wypowiedź jest wyrwana z kontekstu. Oczywistym jest, że węgiel z krajowego wydobycia jest w ograniczonej ilości. Ale zapewniamy, że węgla importowanego z Kolumbii, Indonezji, Australii czy RPA na polskim rynku jest dużo i kolejne ilości płyną do Polski.
— Aleksander Brzózka (@a_Brzozka) September 13, 2022
Rzecz w tym, że przedstawiciele polskiego rządu wielokrotnie od wybuchu wojny w Ukrainie powtarzali, że węgla nie zabraknie. Braki miało w pewnym stopniu pokrywać większe wydobycie krajowe, jednak produkcji krajowego surowca nie udaje się podwyższyć. Tym bardziej nietrafione są dziś wcześniejsze zapewnienia o możliwym spadku cen surowca w kraju.
Przeczytaj też: Czy zabraknie nam prądu? PSE mogą sięgnąć po nieużywany dotąd instrument
– Odradzam kupowanie węgla w tej chwili tym, którzy chcą się w niego zaopatrzyć na zimę; zaraz przez politykę spółek Skarbu Państwa dojdzie do obniżenia ceny węgla – mówił w czerwcu br. rzecznik rządu Piotr Müller. Wówczas Rada Ministrów planowała, że ustali regulowane ceny węgla, jednak uchwalone przepisy pozostały martwe. Nikt nie chciał sprzedawać węgla po zaproponowanej przez rząd cenie. Nieudana próba interwencji zaowocowała aktualnym programem pomocowym – dopłatami dla gospodarstw, które do ogrzewania wykorzystują węgiel. Później rozszerzono opcje dofinansowania dla innych źródeł ciepła.
Niewykluczone jednak, że i obecny system dopłat będzie niewystarczający. TVN24 BiŚ ustalił, że gminy z 14 na 16 województw zgłosiły zapotrzebowanie na dodatek węglowy na łączną kwotę 15,7 miliarda złotych. Rząd planował, że wyda na ten cel 11,5 mld zł. Te kwoty mogą zmaleć w związku z zapowiadanym uszczelnieniem systemu dopłat. Nawet jeśli wniosków będzie mniej, to dane TVN24 BiŚ nie objęły woj. opolskiego i łódzkiego i przed modyfikacją zasad wypłacania dodatku kwota całkowita jest wyższa o ponad 4 mld od zakładanej przez władze.
Dotychczas, jak pisaliśmy, rząd zamierzał poradzić sobie z kryzysem transferami pieniędzy (zapowiedziano pakiet pomocowy także dla przedsiębiorstw). Przy tych cenach paliw mogą się one okazać niewystarczające.