Nie ma mowy o wsparciu ze strony rządu, na jakie może liczyć transport publiczny w Niemczech czy Hiszpanii
Górnośląsko-Zagłębiowski Zarząd Transportu Metropolitalnego (ZTM) ma pod górkę. Po Gdańsku, Olsztynie i Lublinie także on decyduje się na podwyżki cen biletów. Argumenty są poważne: inflacja i rosnące ceny paliw. ZTM obawia się, że bez podwyżek cen biletów nie będzie w stanie utrzymać rozkładu jazdy dla wszystkich linii komunikacji miejskiej. Zmiany cen mają dotyczyć biletów krótkookresowych. Ceny biletów kwartalnych i półrocznych na razie pozostaną bez zmian.
Bilety podstawowe, czyli papierowe, 20-minutowe, mają zdrożeć do 4,6 zł. Wersja elektroniczna tego biletu ma mieć cenę 4 zł. Dziś stawki wynoszą - odpowiednio - 4 zł (papierowy) i 3,6 zł (elektroniczny) za bilet obowiązujący w jednej gminie (mieście).
Więcej mieszkanki i mieszkańcy GZM zapłacą też więcej za bilety 30-dniowe. ZTM chce podnieść również kary za przejazdy bez biletów. Tu zapowiedziane zmiany są bardzo duże.
Przeczytaj też: 10 gmin na Śląsku zyska stacje ładowania do samochodów elektrycznych
Za przejazd „na gapę” po podwyżkach trzeba będzie zapłacić już nie 120 zł a 550 zł. Operator transportu publicznego w GZM chce także odejść od biletów jednorazowych wykupowanych nie tylko na określony czas, ale także liczbę miast, po których będziemy się poruszać. W dalszej kolejności ma zostać zlikwidowana taryfa odległościowa – zastąpi ją czasowa. ZTM prowadzi obecnie rozmowy ze związkami zawodowymi nad propozycją zmian.
Korekty cen biletów nie przekroczą wskaźnika poziomu inflacji – tłumaczy GZM. Przypomina też, że za paliwa płaci o niemal 40 proc. więcej niż rok temu.
Przeczytaj też: Polska liderem produkcji wodoru. Gdzie ma już zastosowanie?
Samorządy są postawione pod ścianą. Rosnące ceny paliw oraz szalejąca w Polsce inflacja prowadzą do tego, że będą wzrastać opłaty za transport publiczny. W nadal nielicznych krajach unijnych władze centralne chcąc oszczędzić mieszkankom i mieszkańcom dodatkowych kosztów, stosują systemy dopłat do transportu publicznego. Najbardziej spektakularnym przykładem takich działań jest bilet za 9 euro w Niemczech oraz dopłaty wdrażane w Hiszpanii. Jedynym europejskim krajem, który wprowadził całkowicie darmowy transport publiczny (jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie) był Luksemburg.
W Polsce nie milkną głosy organizacji miejskich i transportowych, które domagają się wsparcia dla transportu publicznego. Cóż, na razie taka oferta ze strony władz nie padła. Rząd skoncentrował się na dopłatach do węgla. Z kolei narodowy czempion – Orlen – obniża ceny na stacjach benzynowych. Nie dyskutuje się w Polsce np. o prowadzonej wspólnie z rządem kampanii na rzecz ograniczenia zużycia ropy.
Koleją w inflację. Rosnące ceny paliw oraz rekordowa inflacja sprawiają, że konsumenci coraz częściej wybierają publiczne środki transportu. Niektóre z europejskich państw wprowadzają dopłaty do biletów dla pasażerów, aby obniżyć ich koszty. W Polsce przewoźnicy podnoszą ceny.
— Janusz Piechociński (@Piechocinski) July 25, 2022