W ciągu zaledwie trzech lat liczba stref niskiej emisji wzrosła w Europie o 40 proc. W Polsce wciąż na nie czekamy
Strefy niskoemisyjnego transportu, Low Emission Zones (LEZ), to obszary miejskie z ograniczeniami wjazdu dla najbardziej zanieczyszczających pojazdów. W Europie jest ich już 320, z czego połowa działa we Włoszech.
Obszary te nie są objęte ujednoliconymi przepisami i nie mają wspólnych zasad funkcjonowania. Od 2019 roku liczba stref w Europie wzrosła aż o 40 proc. Najwięcej z nich zapowiedziano w Hiszpanii. Polska wersja tego rozwiązania to Strefy Czystego Transportu (SCT). Pierwsze dwie mają się pojawić w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy w Warszawie i Krakowie. Przybywa samorządów rozważających wdrożenie takiego rozwiązania. Dlaczego samorządy chcą ograniczać możliwości wjazdu pojazdów spalinowych do niektórych obszarów miast?
Przede wszystkim palącym problemem jest zanieczyszczenie powietrza. Dotyka ono wielu miast w Europie. Tam, gdzie udało się dobrze rozwinąć sieci ciepłownicze i wyeliminować indywidualne piece na węgiel i drewno, winą za złą jakość powietrza można obarczyć głównie transport. Potwierdzają to liczne badania. Za najgroźniejsze substancje, jakie wdychają mieszkańcy i mieszkanki miast, naukowcy uważają tlenki azotu (NOx). Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wprost mówi o tym, że transport opierający się o pojazdy spalinowe niszczy zdrowie mieszkańców największych aglomeracji. Druga kwestia, która mobilizuje samorządy do ograniczenia wjazdu pojazdów spalinowych, to konieczność redukowania emisji CO2 i osiągania neutralności klimatycznej. Dlatego stale przybywa miast, które przygotowują się do zaostrzania przepisów dotyczących wcześniej utworzonych stref niskiej emisji.
Przeczytaj też: Polska nie ma jeszcze stref czystego transportu, ale ma nalepkę uprawniającą do wjazdu do nich
W Polsce temat Stref Czystego Transportu budzi wciąż wiele kontrowersji, choć znamy je z wypraw po Europie. Nastawienie samorządowców wobec nich staje się stopniowo coraz bardziej pozytywne.
– Przynajmniej część urzędników w polskich miastach zna już przykłady dobrze działających stref niskiej emisji z innych krajów Europy i wie, na jakich zasadach funkcjonują. Kluczowe jest, aby proces tworzenia tych stref obejmował pogłębiony dialog z mieszkańcami i ich edukację – wyjaśnia Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego.
Z danych opracowanych przez Fundację Promocji Pojazdów Elektrycznych wynika, że na liście miast gotowych do działań na rzecz poprawy jakości powietrza można już znaleźć: Gdynię, Szczecin, Poznań, Toruń, Sosnowiec, Dąbrowę Górniczą, Wałbrzych, Koszalin i Słupsk. Niestety, miasta te nie chcą jeszcze wskazywać dat.
Przeczytaj też: Strefa czyestego transportu w Warszawie – diesle na cenzurowanym
Dyrektorka HEAL Polska, Weronika Michalak zwraca uwagę, że nie wystarczy zamienić samochodów spalinowych na elektryczne, by uniknąć wszystkich problemów generowanych przez indywidualne auta.
– By zmniejszyć emisję spalin z samochodów osobowych oraz uniknąć zjawiska „zatrzymania” korków ulicznych tuż poza granicą wyznaczonych stref, należy postawić przede wszystkim na ograniczenie liczby samochodów, rozwój komunikacji zbiorowej i kolei. Pamiętajmy, że z punktu widzenia naszego zdrowia najlepsza jest aktywna mobilność, czyli przemieszczanie się pieszo i jazda rowerem – które jednocześnie nie przyczyniają się do powstawania szkodliwych zanieczyszczeń powietrza – uściśliła Michalak.
Miejscy aktywiści w strefach niskiej emisji upatrują szans na przeprojektowywanie centrów miast, by stawały się bardziej przyjazne i dawały poczucie bezpieczeństwa poruszającym się po nich. Tworzenie SCT to także okazja do kształtowania nowych nawyków transportowych wśród najmłodszych. Jest tylko jeden konieczny warunek do spełnienia – transport publiczny musi wypełnić, choć częściowo, lukę po samochodach.
Zdjęcie: Victor Malyushev on Unsplash