Niemcy z jednej strony chcą jeszcze intensywniej inwestować w odnawialne źródła. Z drugiej – wracają do węgla
Niemcy obawiają się, że zostaną odcięte od rosyjskiego gazu jeszcze w tym miesiącu. Wystarczy, że Kreml wydłuży trwającą obecnie techniczną przerwę w pracy gazociągu Nord Stream 1. Rosyjski Gazprom zapewnia tymczasem, że przesył jest wstrzymany tylko od 11 do 21 lipca, czyli na czas niezbędnych prac konserwacyjnych. Przepływ gazu zaczęto zmniejszać w poniedziałek, później spadł do zera.
Niemieccy politycy wyrażali jednak zaniepokojenie, że praca NS1 nie zostanie już wznowiona. Mówił o tym w ostatnich dniach m.in. wicekanclerz Robert Habeck w radio Deutschlandfunk. – Nie spotkaliśmy się dotychczas z taką sytuacją. Wszystko jest możliwe, wszystko może się zdarzyć. Gaz może popłynąć ponownie, może być go nawet więcej. (...). Musimy być jednak przygotowani na najgorsze (...) – powiedział.
To właśnie Habeck od tygodni otwarcie przyznawał, że sytuacja jest poważna, a ograniczenie dostaw gazu w ostatnich miesiącach to element gry Władimira Putina w trakcie wojny w Ukrainie. Obawy o dostawy gazu Berlin wyrażał już wcześniej, dlatego też podjęto decyzje, które mają pozwolić wyjść Niemcom obronną ręką z obecnego kryzysu energetycznego.
Przeczytaj też: Cztery kraje chcą zamienić Morze Północne w wielką fabrykę zielonej energii
Bundestag zdecydował, że chce jeszcze więcej odnawialnych źródeł energii (OZE) i postawił sobie ambitny cel. Do 2030 roku 80 proc. energii w Niemczech miałoby pochodzić z OZE. Moc zainstalowana farm wiatrowych na lądzie miałaby do 2030 r. osiągnąć 115 GW, a turbin na morzu – do 30 GW. Jednocześnie moc w fotowoltaice miałaby osiągnąć aż 215 GW (to moc taka sama jak cztery polskie systemy energetyczne).W realizacji tych planów mają pomóc zmiany legislacyjne (zmniejszenie biurokracji). Te pomysły to tzw. pakiet wielkanocny, którego projekt powstał w niemieckim rządzie.
Jego zręby powstały jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie, zaraz po zmianie władzy w Niemczech w 2021 roku. Oczywiście w związku z rosyjską agresją „pakiet wielkanocny” przeszedł pewne zmiany, ale sygnały, że Berlin chce jeszcze ambitniej podejść do dekarbonizacji, płynęły z koalicji SPD, Sojuszu 90/Zielonych i FDP kilka miesięcy temu.
Tego samego dnia, 7 lipca, gdy ogłaszano przyjęcie „pakietu wielkanocnego”, Bundestag zdecydował o czasowym powrocie do węgla w energetyce. To bezpośrednia odpowiedź na możliwe problemy z dostawami gazu i zapełnieniem magazynów tego paliwa. By oszczędzać gaz, w Niemczech do użytku mają wrócić odstawione lub działające w rezerwie bloki węglowe. Pomysł jest prosty: by zmniejszyć zużycie gazu, wyłączane będą bloki na to paliwo. W ten sposób z rezerw gazu mógłby skorzystać przemysł. Ubytki w generacji energii zostałyby uzupełnione dzięki siłowniom na węgiel kamienny i brunatny.
Przeczytaj też: Podwodny protest na Bałtyku przeciwko Nord Stream 1
Powrót do węgla w Niemczech ma być chwilowy i skorzystanie z tego paliwa ma pozwolić na przetrwanie kryzysu energetycznego. Dodatkowo czas „kupiony” dzięki przywróceniu do pracy bloków węglowych, ma zostać wykorzystany do rozbudowania odnawialnych źródeł energii. Działania związane z ponownym uruchomieniem siłowni na węgiel również były wcześniej zapowiadane przez przedstawicieli niemieckiego rządu. Pisaliśmy o tym w tekście Niemcy szykują się na ewentualne zakręcenie kurka z gazem.
Jednocześnie nie została przyjęta poprawka CDU i CSU, by wstrzymać wygaszanie elektrowni jądrowych. Tu akurat nie ma zaskoczenia. Jeszcze w marcu, tuż po uderzeniu Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, niemieckie ministerstwa wydały komunikat, w którym jasno określiły plan na atom. „Po rozważeniu korzyści i zagrożeń, wydłużenie czasu pracy trzech pozostałych elektrowni jądrowych nie jest rekomendowane” – stwierdziły resorty gospodarki (BMWK) i środowiska (BMUV).
Fot. Flickr / Inga Kjer/ photothek / Deutscher Bundestag, (CC BY-SA 2.0)